Rozdział z dedykacją dla Anonimki, która w niedzielę obchodziła urodziny. Przepraszam, że NN nie ukazała się, ale przekroczyłam limit... Usiłowałam dodać u kumpeli lecz niestety coś poszło nie tak ;/
Kochana, a więc spóźnione wszystkiego najlepszego ;*
Miłego czytania!
ROZDZIAŁ
III
„A
czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich
proporcjach klasą i szaleństwem?”
~Elena~
Młoda Gilbertówna uniosła powieki. Przeciągnęła się
głośno ziewając. Promyki słońca wpadały przez szybę do jej pokoju. Bardzo
dobrze jej się spało. Czuła się ponadto wypoczęta.
Odgarnąwszy kosmyk włosów z czoła podniosła się do
pozycji siedzącej. Zerknęła na swojego iPhone sprawdzając godzinę. Dochodziła
dziesiąta. Powoli docierało do niej, że chyba właśnie ominęło ją rodzinne
śniadanie. Zawsze w soboty jadali wszyscy razem.
Pospiesznie wstała z łóżka. Nawet nie nałożyła
kapci, tylko szybciutko zbiegała po schodach, stukając przy tym niemiłosiernie.
Wparowała do kuchni, gdzie siedzieli jej opiekunowie wraz z malutką
siostrzyczką. Uśmiechnęła się do nich przymilnie, ukazując przy tym dwa rzędy
swoich śnieżnobiałych ząbków. Pokornie zbliżyła się do swojej matki całując ją
w policzek. Tak samo uczyniła i z ojcem i Niną. Spoczęła na krześle chichocząc
nerwowo.
-Mogliście mnie obudzić… Przepraszam, spałam jak
kamień.- wydukała spokojnie.
-Słonko, jest sobota. Należało ci się po całym
tygodniu harówki.- Miranda posłała córce wyrozumiały uśmiech.
Gilbertówna zaczęła zajadać gofra.
-Skoro już tu jesteś, weź gazetę. Słyszałaś o tym,
co się stało?- ojciec podał Elenie do ręki gazetę.
Nastolatka rzuciła okiem na nagłówek artykułu „Brutalne morderstwo w Mystic Girll”.
O mało co, a zakrztusiłaby się kawałkiem posiłku.
Zaczęła czytać dalej.
„W
miejscowym barze Mystic Grill, dnia 19.05. br. znaleziono zwłoki młodej
dziewczyny. Ciało nastolatki odkryto wczoraj w nocy, w damskiej toalecie.
Została zraniona w szyję, zupełnie, jakby ktoś chciał ją rozerwać. Policja
podejrzewa morderstwo, prawdopodobnie z rąk mafii. Kto stoi za dokonaną
zbrodnią? Czy w okolicy pojawił się seryjny zabójca? Czy powinniśmy się
obawiać?
A.B”
Gilbertówna nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Przecież to niemożliwe. Była wczoraj w tym lokalu.
Wypuściła głośno powietrze z płuc. Zrobiło jej się
słabo.
-Byłam tam wczoraj z Damonem…- wymamrotała jakby do
siebie.
-Boże, kochanie, dobrze, że tobie nic się nie stało.
Nie wiadomo, kto to uczynił. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać, dobrze?-
mama zaczęła się zamartwiać.
-Oczywiście…- mruknęła nadal oszołomiona.
-Myślę, że pan Damon będzie chętny do opieki nad
tobą.- wtrącił z uśmieszkiem tata.
Nastolatka wytrzeszczyła w popłochu oczy. Damon.
Przecież pamięta, jak wracał z toalety, gdy ona go szukała. Ale to przecież
niemożliwe… Nie było go tylko chwilę. Dlaczego niby miałby ją zamordować? W
końcu nikogo tu nie zna, a bynajmniej tak twierdzi. Z nadmiaru emocji serce
zaczęło walić jej jak oszalałe. Jest dupkiem, to fakt, lecz trudno jej uwierzyć
w to, że mógłby kogoś zabić. Gdyby chciał się tego dopuścić, czyż nie trafiłoby
to na nią?
Odgoniła od siebie natarczywe myśli. Wiedziała, że
to nie on, lecz w głębi duszy, coś mówiło jej, że to prawda… Nie wierzyła w to
jednak i szybko uspokoiła się.
-Jak się bawiłaś z Damonem?- wypaliła zaintrygowana
Nina, dziwnie poważnym i tajemniczym tonem.
-Nie było tak tragicznie, jak to sobie wyobrażałam.-
odparła od niechcenia.
-Nie skrzywdził cię?- drążyła dalej.
-Nie. A dlaczego miałby mnie skrzywdzić?- Elena
zrobiła się podejrzliwa.
-Nina, daj spokój, naoglądałaś się za dużo filmów.
Nie każdy nowo poznany mężczyzna musi być złym do szpiku draniem.- skarciła
córeczkę mama.
Szatynka zamilkła. Gilbertówna czuła, że coś jest
nie tak, lecz nie zamierzała drążyć tematu. Swoją drogą, Damon to drań. Nie
wiedziała jednak, jak bardzo zły.
Podziękowała za śniadanie, po czym udała się do
swojej sypialni. Pospiesznie nałożyła na siebie czerwony top oraz czarne,
wąskie jeansy. Weszła do łazienki, gdzie umyła zęby, rozczesała włosy i
nałożyła na siebie lekki makijaż. Oparła się o umywalkę. Na moment zastanowiła
się, co robi Damon, lecz szybko skarciła się za tę myśl. Powinna udać się do Gwen
i Caroline.
~Damon~
Bruneta obudziły czułe pocałunki składane mu w usta.
Otwarł oczy. Ujrzał uśmiechniętą, dziewczęcą twarz. Mimowolnie i jego wargi
wykrzywiły się w uśmieszku. Objął brązowowłosą w talii przyciągając do siebie.
Pocałował ją namiętnie. Brązowooka aż jęknęła pod wpływem wszechogarniającej ją
rozkoszy.
-Byłeś nieziemski.- wymruczała przygryzając płatek
jego ucha.
-Wiem, ślicznotko.- zaśmiał się lekko.
Odsunął ją od siebie siadając na łóżku. Rozciągnął
się i spojrzał na komórkę. Nikt się do niego nie dobijał. Szkoda. Miał
nadzieję, że ktoś, może…
Towarzyszka zaczęła masować mu plecy. Bardzo
przyjemne odczucie. Zaczęła muskać wargami jego skórę. Starała się mu dogodzić
na wszelkie możliwe sposoby. Nie potrafiła mu się oprzeć, a on wiedział jak
działa na kobiety, a ich reakcja zawsze go zadowalała. Tylko jedna stale mu się
opierała.
-Dobrze ci tak?- spytała zatroskana.
-Owszem, Eleno.- odparł niekontrolowanie.
-Elena? Damon, jestem Vicki.- skarciła go
naburmuszona.
Miał ochotę pacnąć się w głowę. Dlaczego powiedział
na nią Elena? Dlatego, że właśnie o niej myślał. Przecież nie może stawiać mu
się w nieskończoność. Jak to możliwe, że nie wzbudza w niej żadnych emocji? To
niemożliwe. Musi ją pociągać, choć w minimalnym stopniu.
-Wiem, piękna. Wybacz.- ujął jej podbródek skradając
ulotny pocałunek, który załagodził wszystko.
Po wczorajszym spotkaniu z Gilbertówną musiał się
jakoś odstresować. Zobaczył młodą Donovan, zagadał do niej, zabrał do siebie,
zauroczył, nakarmił i uprawiał seks. Nie mógł za bardzo narzekać, w łóżku była
całkiem, całkiem. Krew również smakowała nie najgorzej.
-Co dzisiaj będziemy robić?- wymruczała kusząco.
-Wiesz…- powiedział wstając.- Zgłodniałem.- posłał
jej znaczące spojrzenie, po czym ujął jej dłoń i szybko przyciągnął ją do
siebie.
Zanurzył kły w tętnicy Vickim, która cicho wrzasnęła
z bólu. Jak nie skorzystać z takiej okazji?
Pił i pił, aż w końcu stwierdził, że czas przestać.
Skończył karmienie, a jego twarz na powrót przybrała normalny wyraz. Spojrzał w
oczy bardzo osłabionej Donovan gładząc ją po policzku i uśmiechając się
łobuzersko.
-A teraz kochanie szybciuteńko się ubierzesz,
zapomnisz o tym, co się tu wydarzyło i wyjdziesz z tego domu, jasne?-
wykorzystywał moc zauroczenia.
Pokiwała twierdząco głową. Zrobiła tak jak jej
nakazał.
On natomiast naciągnął na siebie jeansy i zszedł na
dół. Pokierował się do barku, z którego wyjął whiskey. Nalał sobie do szklanki
i zaczął delektować się jej smakiem. Dzień zaczął się dla niego wyśmienicie.
Myślał, że będzie tak przez cały czas, lecz do salonu wkroczył Stefano. Z miną
mordercy rzucił przed bratem gazetę. Damon przewrócił oczami zerkając na
nagłówek „Brutalne morderstwo w Mystic Grill”. Przeczytał szybko artykuł.
Prychnął głośno wracając do picia. Oczywiście, to jego sprawka, lecz nie miał
jakiś wyrzutów sumienia, czy coś. Twierdził, że nie ma uczuć i tego się
trzymał.
-Masz mi coś do powiedzenia?- rzekł tonem surowego
ojca.
Brunet spojrzał na niego z uniesioną brwią.
-Oczywiście, że nie. Laska nie żyje i już.- mruknął
popijając alkohol.
-Przeczytałeś, co pisze dalej? „ZRANIONA W SZYJĘ”.
To nie jest zabawne, Damon. Zabiłeś ją i powinieneś ponieść tego konsekwencje.-
warknął srogo.
-O, bracie, jeszcze chwila, a staniesz się tak
przekonywujący, że zacznę się ciebie bać.- odparł z ironią.
-Mam z tobą same problemy. Jak tak bardzo chcesz,
żeby cię zdemaskowano, to może od razu idź, wystaw się, zdejmij pierścień i
przy wszystkich spal się na słońcu?- naprawdę był zdenerwowany.
-Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą. Nie bulwersuj
się tak, braciszku. Złość piękności szkodzi.- puścił mu oczko.
-Jeśli się nie opamiętasz i jeszcze raz odstawisz
taką szopkę, znikasz z Mystic Falls, rozumiemy się?- podszedł do starszego
Salvatore’a mierząc go groźnym spojrzeniem.
Chyba tym razem blondyn wygrał. Brunet wiedział, że
musi się opanować, bo źle to się skończy. Zaklął w duchu. Czas przystopować.
-Oczywiście, po co ta agresja?- zaśmiał się
młodszemu bratu prosto w twarz.- Nie licz jednak, że przestawię się na
wiewiórki. Miałbym strach, że kiedyś zbiorą się w grupę i mnie pogryzą, w
ramach zemsty.- nie obył się bez sarkazmu.
Wyminął Stefano i wrócił do sypialni. Nałożył na
siebie czarny sweterek i ułożył włosy w artystyczny nieład. Przebrał spodnie na
skórzane. Postanowił wypełnić misję specjalną- przekonać do siebie Elenę.
~Elena~
Dziewczyna chodziła z Caroline i Gwen po mieście.
Opowiedziała im po krótce, co wczoraj się wydarzyło. Oczywiście, nie mogła
pominąć kwestii pocałunku. Napomknęła coś o morderstwie, lecz nie mówiła o
swoich dziwnych przeczuciach.
Usiadły na schodach przed jakimś sklepem. Gwen
wyjęła z torebki paczkę papierosów. Gilbertówna spojrzała na nią krytycznym
wzrokiem. Jej przyjaciółka pali jak głupia od jakiegoś roku. Nie, żeby jej to
przeszkadzało, ale ona się od tego uzależniła.
-Car, chcesz?- blondynka pokiwała przecząco głową.-
Może ty, Elena?- zachęcała ją.
Brunetka popatrzyła na paczkę szlug. Cóż, w sumie
czemu nie? Już nie raz z nią paliła, a wtedy miała dziwną ochotę na
odstresowanie się. Wzięła więc jednego. Blondynka dała jej zapalniczkę i po
chwili już obie delektowały się używką.
Gwen zwierzyła się, że Stefano zaprosił ją na
nadchodzący bal. Elena była zadowolona, że nowy sąsiad posłuchał jej rady.
Uważała, że Otie i Salvatore świetnie ze sobą wyglądają.
Caroline zaczęła ponownie nawiązywać, do tematu
Gilbertówny i Damona. Wtedy akurat wszystkie ujrzały, jak przez miasto pędzi na
ścigaczu bardzo dobrze zbudowany mężczyzna. Elenie przez moment wydawało się,
że na nią spojrzał, lecz to pewnie tylko złudzenie. Jak mogła to widzieć, skoro
nałożył kask?
Gdy spalono papierosy, dziewczęta pokierowały się do
kawiarni, gdzie przy kawie wdały się w różne pogawędki. Potem wszystkie
rozeszły się w swoją stronę.
Gilbertówna szła ulicą. Po chwili skręciła w jakiś
zaułek, chcąc szybciej dość do domu. Panowała tu niebezpieczna cisza.
Nastolatka wystraszyła się, gdy coś zaszeleściło w worku ze śmieciami. Okazało
się, że to tylko myszka, która podreptała do swojej norki. Brunetka nie lubiła
tędy chodzić, ale cóż miała poradzić?
Szła tak, kiedy nagle poczuła oddech na karku. Nie
zdążyła się odwrócić, gdyż ktoś silną dłonią zatkał jej usta, a na oczy nałożył
jej przepaskę. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła, jakby płonęła, przez
szybko krążącą w niej krew. Pomyślała, że to ten seryjny morderca, który zabił
kogoś w Grillu. Gdzieś ją prowadził. Usiłowała go ugryźć, lecz widocznie ów
sprawca nic sobie z tego nie robił. Kopała, usiłowała wrzeszczeć, lecz to na
marne. Była zdruzgotana. Strach zawładnął jej umysłem. Wolała umrzeć teraz,
zaraz, natychmiast, niż ginąć w katuszach z rąk jakiegoś psychopaty. Błagała o
wybawienie.
Wtem dotarło do niej, że właśnie stanęli. Bała się,
jak nigdy. A co, jeśli to naprawdę jej koniec?
Wtem napastnik odetkał jej usta i zdjął z oczu
opaskę. Żyła. Nadal znajdowała się na dworze, oddychała świeżym powietrzem.
Przypomniała sobie jednak, że typ stoi blisko niej. Obróciła się szybko w jego
stronę i to, kogo ujrzała sprawiło, że na moment zapomniała, jak się oddycha.
Wydawało jej się, że serce przestało jej bić. Wytrzeszczyła w popłochu oczy.
Nogi się pod nią ugięły. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z jednej strony
czuła niewyobrażalną ulgę, a z drugiej szok i gniew. Co to miało właściwie
znaczyć?!
-Damon, ty skończony idioto!- wrzasnęła najgłośniej
jak tylko potrafiła, wyładowując przy tym nieco swoją złość.
-Mi też miło cię widzieć, uroczo złoszcząca się,
Eleno.- odparł zupełnie niewzruszony, ba! Wręcz zadowolony!
-Co ty wyprawiasz? Chcesz, żebym zawału przez ciebie
dostała?!- krzyknęła ciągle zirytowana.
-Mam oryginalne sposoby, na zapraszanie kogoś, na
jazdę motocyklem.- cwaniacko unosił brwi.
-Głupku, jeśli myślisz, że…- zaczęła, lecz po chwili
dotarło do niej, co powiedział jej towarzysz.- Co ty powiedziałeś?- spytała
zszokowana.
-Odwróć się.- nakazał.
Zobaczyła za sobą piękny motocykl wyścigowy. Ten
sam, którego już dzisiaj ujrzała. Pomrugała kilkakrotnie oczami. Brakło jej
słów, a przede wszystkim sił. Damon zaskakiwał ją na każdym kroku. Czy to
naprawdę przekleństwo, że od początku ich znajomości musi ją straszyć?
Nim zdążyła się zorientować, delikatnie objął ją w
talii. Gdy ją dotknął, czuła się tak, jakby poraził ją prąd, lecz w bardzo
przyjemny sposób.
-Miałem nadzieję, że… Będziesz miała ochotę się ze
mną przejechać.- wymruczał jej kusząco do ucha.
Jego głos spowodował, że zadrżała. Uwielbiała ten
ton i sposób, w jaki wypowiada słowa. Na chwilę straciła nad sobą panowanie.
-Pewnie.- wymsknęło jej się cichutko.
Wtedy brunet
wyminął ją, lecz zdążył chwycić ją za dłoń. Usiadł na motorze, a Elena
za nim. Oboje zapięli kask.
Delikatnie ujął jej dłonie i położył na swoim
swetrze, na torsie.
-Trzymaj się mocno.- nakazał.
Objęła go więc tak, jak zażądał.
-Gotowa?- spytał.
Oczywiście, Gilbertównie zaczął wracać zdrowy
rozsądek i zaklęła w duchu, że tak łatwo dała mu się ponieść. Naszła ją masa
wątpliwości i miała ochotę się wycofać.
-Damon, to chyba nie jest dobry pomysł. Może lepiej
zsiądę, bo co jeśli…- zaczęła nawijać.
Gdy ona tak gadała, on z piskiem opon ruszył przed
siebie. Dziewczyna pisnęła pod wpływem tak nagłego wejścia w sporą prędkość.
Salvatore stale przyspieszał. Czuła, jak adrenalina stale w niej rośnie. Nie
wierzyła, że właśnie jedzie na ścigaczu z nowym (bardzo przystojnym i chamskim
jednocześnie) sąsiadem.
-Ufasz mi?- wypalił nagle.
Ledwo go usłyszała.
Zawahała się przed odpowiedzią. Przecież prawie
wcale go nie znała, ale… Gdyby mu nie ufała, czy pędziłaby z nim na motocyklu?
-Tak!- odparła głośno.
-W takim razie trzymaj się naprawdę mocno!- rzekł
rozkazującym tonem.
Jak się okazało, przód motoru został uniesiony ku
górze. Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny, że jadą na jednym kole! To
chyba jedno z jej najwspanialszych przeżyć!
O dziwo strach zniknął tak szybko jak się pojawił.
Teraz przepełniała ją euforia. Gdyby mogła, krzyczałaby z radości. Adrenalina
nieustannie krążyła w jej żyłach.
Motocykl opadł i znowuż jechali normalnie, lecz z o
wiele większym tempem. Nie ukrywała, podobało jej się to. Zresztą, komu by się
nie podobało?
Pędzili tak na przód, aż w końcu zatrzymali się przy
jakieś knajpce za miastem.
Gilbertówna zdjęła kask uśmiechając się szeroko. Nie
mogła przestać się uśmiechać. Czuła się tak, jakby został zdjęty z niej wielki
głaz i zaczęła żyć pełnią życia. Czuła się po prostu wolna.
-I jak wrażenia?- spytał Damon, który z zadowoleniem
przyglądał się twarzy dziewczyny ściągając ochronę z głowy.
-To było…- szukała odpowiednich słów.- To było
najwspanialsze i najbardziej emocjonujące z dotychczasowych przeżyć.- odparła w
końcu z wielką radością.
-I o to mi chodziło.- nie krył satysfakcji.- A teraz
chodź, pewnie zgłodniałaś.- pokazał jej swoją rękę, którą miała ująć.
Spojrzała na niego z lekkim wahaniem. Przeszywał ją
wzrokiem, przez co zarumieniła się. Bezgraniczne szczęście pozwoliło jej na
odrobinę szaleństwa. Objęła go pod rękę, po czym wkroczyli do knajpy.
To miejsce zdecydowanie różniło się od ich Grilla.
Wystrój był bardziej starodawny. Wpasowywał się w styl dawnych nowojorskich
miejscówek.
Usiedli przy barze. Elena już miała zamawiać, gdy
towarzysz wszedł jej w słowo.
-Dwa razy Burbona i dwa razy hot-doga.- rzucił do kelnera, nie zwracając uwagi na
mordercze spojrzenie brunetki.
-Damon, oszalałeś? Ty prowadzisz! Chcesz jechać po
pijanemu? I to w dodatku ze mną?!- skarciła go jadowitym szeptem.
-Spokojnie, maleńka. Jeden kieliszek w tę, czy we w
tę, co za różnica? Mam mocną głowę. W każdym razie, na pewno mocniejszą od
ciebie.- puścił jej oczko i upił łyk zawartości zamówionego alkoholu.
Nastolatka nie mogła uwierzyć, że właśnie to zrobił.
Wykazał się wielką nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością. Co on sobie
wyobrażał? Narażał ich oboje na niebezpieczeństwo. Jak mógł nie zdawać sobie
sprawy z konsekwencji takiego zachowania?
Powoli zaczynała żałować, że z nim tu przyjechała.
Jej bezgraniczna radość ulotniła się w mgnieniu oka.
Sama wypiła trochę napoju, żeby się rozluźnić.
Usiłowała opanować irytację na Salvatore’a, lecz kiepsko jej to wychodziło.
-Nie gniewaj się, Elenko. Nic się nie stanie, zaufaj
mi.- zagadał do niej.
Ta prychnęła w ramach odpowiedzi.
-Jesteś bezmyślny! Pewnie Stefano ma cię po dziurki
w nosie.- burknęła dumnie.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co
powiedziała. Zmieszana zerknęła kątem oka na Damona, który na moment spoważniał
i zamyślił się dogłębnie. Nie chciała jednak dać mu satysfakcji, ugiąć się i
przeprosić. Zasłużył sobie. Dlaczego to cholerne sumienie zawsze musiało
wtrącić swoje trzy grosze? Zrobiło się jej go żal. Usiłowała nie dać tego po
sobie poznać, lecz chyba zbytnio jej się to nie udawało.
-To znaczy… Wydaje mi się, że…- zaczęła próbować
odkręcać swoje wypowiedziane słowa.
-Nie, Elena, okej. Nie jest mi przykro. Jestem
czarną owcą w tej rodzinie. Nie mam uczuć. I tak, uwielbiam doprowadzać do
furii Stefano.- powiedział z nonszalancją ponownie pijąc Burbona.
Brew Gilbertówny powędrowała ku górze. Zgrywał
takiego złego, czy może raczej buntownika?
-Nie bądź śmieszny. Każdy coś czuje. Ty również.-
zaprzeczyła ze stoickim spokojem.
Odpowiedział jej głuchy śmiech.
-Nie znasz mnie. Nie jestem bohaterem, żadnym
supermanem, czy kimkolwiek dobrym. Jestem egoistą.- upierał się dalej.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Jakie masz relacje z bratem?- wypaliła znikąd.
Zdziwiła go tym.
-Gorszych nie można sobie wyobrazić.- pokazał gestem
zdrowie i wypił resztki alkoholu.
-Dlaczego?- dociekała.
Nie wiedziała, czemu, ale jego życie zaczęło ją
dziwnie intrygować.
-Po prostu się ‘nie lubimy’. Poza tym, on jest
nudziarzem, męczennikiem, nie to co ja. Nie umie cieszyć się życiem.- mówił z
nutką ironii w głosie.
-Na pewno chodzi o coś więcej. Pokłóciliście się?-
wierciła mu dziurę w brzuchu.
Spoważniał. Spojrzał na nią z byka.
-Myślę, że za dużo chciałabyś wiedzieć, Eleno.-
wysyczał rozzłoszczony.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- mruknął
tajemniczo, lecz powoli odzyskiwał łagodny ton.
Nie odpowiedziała. Zrobiło jej się głupio. Zabrała
się za konsumowanie swojego hot-doga. Damon uczynił podobnie.
Ten facet doprowadzał ją do szaleństwa. Nigdy nie
spotkała nikogo podobnego. Nieziemsko przystojny, z klasą, ale i szalony
chuligan. Te jego wybryki mogły się jednak kiedyś źle skończyć. Kto normalny
pije, gdy kieruje pojazdem?
Niemniej jednak zastanawiała się, dlaczego on i
Stefano tak bardzo się nie lubią. Przecież blondyn wydawał się być doprawdy
sympatycznym chłopakiem. Damon to doprawdy osoba o niełatwym charakterze, lecz
to chyba nie powód ich niezgody? Czuła, że musiało pójść o coś poważniejszego.
Przyglądała mu się kątem oka. Swoją drogą, całkiem
miło z jego strony, że zabrał ją na przejażdżkę i wywiózł za miasto.
Oczywiście, nie musiał „zapraszać” jej w tak pokręcony sposób. Nie przyznałaby
się do tego głośno, lecz chyba to ją w nim kręciło- ta nieprzewidywalność.
Zaraz, wróć… On wywiózł ją za miasto. Skąd znał tę knajpę, skoro mieszkał we
Włoszech?
-Damon, skąd znasz to miejsce?- wypaliła nagle.
Spojrzał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Bywało się tu i tam.- puścił do niej oczko.
Brwi dziewczyny powędrowały ku górze. Zmrużyła oczy
intensywnie się nad czymś zastanawiając.
-Powiedz mi jeszcze, że miałeś okazję być kiedyś w
Mystic Falls?- spytała wypowiadając powoli każde słowo.
Zaśmiał się szczerze rozbawiony.
-Hm, możliwe, że kiedyś odwiedziłem to urocze
miasteczko.- odparł z nutką sarkazmu.
-To znaczy, że znasz to miejsce?- bardziej pytanie,
niż stwierdzenie.
-Trochę.- spoglądał uważnie na twarz brunetki.
-Czyli, że dałbyś sobie radę beze mnie i nie
potrzebnie oprowadzałam cię po Mystic Falls?- niemalże wrzasnęła.
-Niezupełnie.- mrugnął oczkiem.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzła się w
język. Od samego początku to wiedziała, ale ta informacja teraz uderzyła w nią
jeszcze bardziej- zwiedzanie wioski było p r e t e k s t e m. To znaczy, że
wpadła mu w oko? Pragnął spędzać z nią czas? Sprawić, by połączyła ich jakaś
więź?
Nie umiała zebrać myśli.
Nagle drzwi knajpy otwarły się. Salvatore z
zaciekawieniem odwrócił się, zwracając uwagę na nowo przybyłą postać. Jego mina
zżęła. Pomrugał kilkakrotnie oczami, jakby chcąc przebudzić się ze snu. Owa
osoba zaciekawiła i Elenę. Nastolatka zerkała to na kobietę, to na Damona i
miała wrażenie, że bardzo dobrze się znają. Brunetka zmierzała w ich kierunku.
-Boże, Damon! To naprawdę ty!- pisnęła uradowana
ściskając osłupionego mężczyznę.
-Tak, a któżby inny?- odparł dziwnie odległym tonem.
-Co ty tu robisz? Na jak długo przyjechałeś?
Mieszkasz tu?- zasypywała go pytaniami.
-Wpadłem coś przekąsić z Eleną.- wskazał ruchem głowy
na dziewczynę, która uśmiechnęła się słabo.- Nie, nie mieszkam. Muszę cię
rozczarować, lecz długo nie będziesz mogła zachwycać się moją obecnością.-
dodał z ironią.
-Dlaczego? I kto to jest?- nieznajoma <dla
Gilbertówny> nie rozumiała, o co mu chodzi.
-Widzisz, wpadłem tu przejazdem z moją znajomą.
Odstawię ją do domu i wyjeżdżam… Jak najdalej stąd.- odpowiedział z naciskiem
na ostatnie zdanie.
Mina kobiety momentalnie spoważniała, jak i
posmutniała jednocześnie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
-Wiesz przecież, że gdyby Phoebe nie…- zaczęła.
-Przestań.- uciął jej gwałtownie.- Nie obchodzi
mnie, co by było ‘gdyby’. To się już stało i nie da się cofnąć czasu. Phoebe to
przeszłość.- warknął szybko.- Nieistniejąca przeszłość…- mruknął pod nosem i z
irytacją przełknął Burbona.
Brunetka zamilkła. Przez moment wpatrywała się z
dziwnym rozżaleniem w Damona, a po chwili przeniosła wzrok na Gilbertównę.
-Ty jesteś Elena, tak? Ja jestem…- chciała się
przedstawić.
-…osobą, którą nie trzeba zaprzątać sobie głowy.-
wtrącił złośliwie Salvatore.
-…Isabella.- dokończyła ignorując mężczyznę.
-Miło mi.- wydusiła Elena, która czuła się bardzo
nieswojo w zaistniałej sytuacji.
Do miejscówki zaczęło przybywać coraz to więcej
ludzi. Niektórzy trzeźwi, niektórzy już lekko wstawieni. Właśnie zaczynała się
tu imprezka. Ktoś z obsługi puścił głośną muzykę.
-Zatańczymy?- Isabella wyciągnęła dłoń do Damona w
zapraszającym geście.
-Myślisz, że mam ochotę z tobą tańczyć?- warknął
nieprzyjaźnie.
Kobieta po prostu pociągnęła go za rękę i już po
chwili wirowali na parkiecie.
Gilbertówna tymczasem zastanawiała się nad tym, kim
Isa była dla jej towarzysza. Kto to Phoebe? Dlaczego Damon stał się taki
chłodny? Dostrzegała w jego oczach ból, który wyrażał złością. Widziała, że
obecność Isabelli zniszczyła resztki jego dobrego humoru.
Popatrzyła na nich, gdy tańczyli. Ewidentnie była
między nimi jakaś przepaść, przez którą nie potrafili przebrnąć. On nie
potrafił…
~Damon~
Tańczył z Isabellą do jakiegoś wolnego utworu, który
wymagał bliskości między partnerami. Kobieta uwiesiła mu się na szyję, a on
objął ją w talii. Kołysali się w rytm muzyki. Atmosfera między nimi była bardzo
napięta. Coś wisiało w powietrzu.
Damon nie zapomniał tego, co Isa uczyniła mu w
przeszłości. Ma z nią zbyt wiele wspomnień. Może i więcej tych dobrych, ale
jedno złe skreśliło wszystko. Poza tym to najlepsza przyjaciółka Phoebe. Obrazy
w przeszłości mimowolnie przelatywały mu przez głowę. Wewnątrz czuł ogromny
ból, którego nie dawał rady dźwigać, jednakże cały czas zachowywał pozory. W
końcu to Damon Salvatore- wampir, który nic nie czuje, który bawi się uczuciami
innych, który jest złośliwy, samolubny i arogancki, aż szpiku kości.
Tak naprawdę w nim kłębły się setki uczuć, których
nie raz nie potrafi kontrolować. Gdy jest zły- działa pod wpływem impulsu, gdy
szczęśliwy- wykorzystuje to na całego, gdy smutny- zapija alkoholem. Nie dawał
jednak tego po sobie poznać.
Kobieta wykonała obrót i na powrót splotła mu ręce
na szyi. Zajrzała mu głęboko w oczy.
-Przepraszam cię, Damon.- wyszeptała nagle.
Brunet myślał, że się przesłyszał. Po tylu latach
ona go… Przeprosiła? Naprawdę zdołała to zrobić? Ale myślała, że to wystarczy,
by jej wybaczył?
Czuł, jak coś nieznośnie kuło go w sercu. Naprawdę
miał ochotę jej wybaczyć, ale w głowie pojawiła się jakaś bariera. Żal do niej
był większy, niż się spodziewał.
-Liczysz, że będę teraz skakać z radości i raptownie
o wszystkim zapomnę?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Wykonała kolejny, tym razem powolny obrót, po którym
zbliżyła swoją twarz niebezpiecznie blisko twarzy Salvatore’a. Nim zdążył się
zorientować, musnęła jego wargi swoimi. Pragnął się poddać, lecz nie potrafił.
Nie z nią. To co kiedyś było między nimi, prysnęło, skończyło się już dawno.
Poza tym, uczucie które łączyło jego i Isę, to nic w porównaniu do tego, które
łączyło go z Phoebe. Nikt, już nigdy nie stał mu się równie bliski. Kochał ją,
naprawdę, a Isabella… Kim ona była?
Odwrócił głowę odrywając się od jasnookiej, która
tylko westchnęła ciężko.
-To zawsze będzie Phoebe, nieprawdaż?- stwierdziła
pewna swojej racji.
Nie lubił rozmawiać o Phoebe, o Isabelli, o tym, co
zdarzyło się w przeszłości. To co było, minęło, a swojej dawnej miłości i tak
już nigdy nie spotka.
-Nie. Phoebe dla mnie nie istnieje. Tak jak i ty.-
warknął powoli i dobitnie wypowiadając każde słowo.
Dostrzegł w
oczach Isy ból. Zabolały ją jego słowa. Ale po co miał kłamać? Obie go zraniły.
Wracanie do przeszłości, wspominanie tego nic mu nie dawało, tylko jeszcze
bardziej dołowało. Z biegiem lat nauczył się nie myśleć o Phoebe, żyć bez niej…
O Isie zapomniał o wiele szybciej. Chował jednak do niej ogromny uraz.
-Wiesz, że Phoebe cię kochała, naprawdę. Ale Lukas…
On ją zmienił… Ona zmieniła jego…- dukała przepełniona wielkimi emocjami.
-Gdyby mnie kochała, byłaby tu teraz ze mną.-
wysyczał kryjąc ból.
-Mi również na tobie zależało…- szepnęła niemalże
niedosłyszalnie.
-Mimo wszystko, oszukałaś mnie i zrobiłaś ze mnie
skończonego idiotę. I tobie na mnie zależało?- spiorunował ją spojrzeniem, a
głos mu się załamał.
-Przepraszam. Nigdy nie chciałam cię zranić…-
powtórzyła, a po jej policzku popłynęła słona łza.
Nagle w Damonie coś pękło. Widział ją, taką
płaczącą, przepraszającą, żałującą… I przepełniło go dziwne poczucie, wolności.
Może wyrzucił z siebie swoje żale? Część go zrozumiała, że Isie na nim
zależało? Nie wiedział, jednak wreszcie poczuł, że może raz na zawsze zerwać z
przeszłością. Nie chciał do niej wracać, pragnął się uwolnić.
-Jeśli nie chciałabyś mnie zranić, nigdy byś tego
nie zrobiła.- rzekł tonem ani poważnym, ani chłodnym, po prostu, swobodnym i
obojętnym.
Wtem do jego uszu dotarł pisk, którego być może
żaden śmiertelnik by nie usłyszał. Dobrze znał dźwięk tego głosu. Uwielbiał go.
Ale teraz, ktoś był w tarapatach. Cały się spiął i wstrzymał oddech. Obrócił
się za siebie i rozglądał się po sali. Przed oczami mignęła mu postać faceta,
który zaciągał drobną brunetkę na
zaplecze. Jego brunetkę. Elenę.
~*~
Elena
Siedziała popijając drinka. Zrobiło jej się dziwnie
smutno. Przez chwilę myślała, że Damon zabiega o jej względy. Chciała spędzić z
nim ten dzień. Ciężko jej to przyznać, lecz lubiła towarzystwo Damona i to
bardzo. Kręciła ją jego nieprzewidywalność, złośliwość, a nawet ta cholerna
impulsywność.
Gdy pojawiła się Isabella, coś w niej pękło. Poczuła
się dziwnie, jak piąte koło u wozu. Stała się zazdrosna? Być może, choć to
dziwne, w końcu ledwo się znają. Pojęła, że Salvatore już kiedyś kochał kogoś
bardzo mocno i ktoś go zranił.
Wiedziała jednak, że jej o tym nie opowie.
Przynajmniej nie teraz. To nie leżało w jego naturze.
Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś dłonie, które
błądziły po jej talii. Zaniepokoiła się, a wręcz wystraszyła. Miała przeczucie,
że to nie dłonie Damona, które wiecznie były zimne, dotykały inaczej. Zawsze od
ich dotyku przechodziły ją dreszcze. Te natomiast to gorące, spocone łapy. Nieznajomy
ścisnął ją tak mocno, że uniemożliwił jej obrót. Wystraszyła się nie na żarty.
Chciała wrzasnąć, lecz mężczyzna zatkał jej usta, przez co tylko cicho pisnęła.
-Rób, co mówię, kochanie, a wszystko będzie dobrze.
Wstań i chodź ze mną.- nakazał szorstkim, dziwnym głosem.
Przełknęła głośno ślinę. Serce łomotało jej jak
oszalałe. Bała się jak jeszcze nigdy. Tylko tym razem to nie Damon, który stroi
sobie głupie żarty, tylko prawdziwy napastnik! Błagała o wybawienie. Szturchała
jakiś ludzi, lecz wszyscy byli zbyt pijani, by zdać sobie sprawę z powagi
sytuacji. Do jej oczu wezbrały łzy. Prawie by go ugryzła, jednakże nie dała
rady.
Wepchnął ją na zaplecze zatrzaskując drzwi. Popchnął
ją tak, że wylądowała na podłodze. Obróciła się pospiesznie, by ujrzeć twarz
faceta. Wyglądał niebezpiecznie. Włosy rude, tak jak i zarost. Oczy, które
przepełnione były pożądaniem i złowrogością, dogłębnie ciemne. Dyszał
uśmiechając się do nastolatki przebiegle.
-Bądź grzeczna, kiciu. Będzie ci się podobać.-
zaśmiał się głucho.
Rzucił się na Elenę, rozpinając jej rozporek. Zaczął
pospiesznie ściągać spodnie. Próbowała go kopać, ale on jej to skutecznie
blokował. Był silniejszy niż przypuszczała, a co gorsza, pijany. Zaczęła
krzyczeć „Nie!, Nie! Zostaw!”, lecz ten zachłannie wpił się w jej usta. To nie
czuły pocałunek, lecz brutalny, najgorszy w jej życiu.
Wtem drzwi z hukiem otworzyły się. Ktoś wparował do
środka jak burza. Zdjął z Eleny napastnika i zaczął obijać mu twarz. Dziewczyna
spojrzała na swojego wybawcę. Nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi- Damon.
Wymierzył rudzielcowi jeszcze jeden cios w twarz i ten padł na podłogę. Kopał
go bezlitośnie w brzuch i wymierzył kopniaka w szczękę. Gwałciciel krwawił,
zwijał się z bólu, wyglądał, jakby nie żył.
Roztrzęsiona nastolatka wstała podchodząc do
bruneta. Położyła mu dłoń na ramieniu.
-Damon, możesz już przestać.- wydyszała ciężko.
Ten jednak nie raczył jej słuchać.
-Damon, zaraz go zabijesz!- uniosła się widząc, że
nie może go powstrzymać.
Mężczyzna obrócił się do niej z chęcią mordu
wymalowaną na twarzy. Gdy spojrzała w jego oczy czuła, jak wraca jej spokój i
że ma szczęście, iż ma takiego opiekuna jak Salvatore.
-Czy ty wiesz, co on mógł ci zrobić?! Zabić go to
mało. Powinien zdychać łajdak w katuszach.- nie kontrolował gniewu.
Elena uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
Pogładziła dłonią jego policzek. Widziała, że się uspokajał.
-Ale nie zrobił, dzięki tobie.- wyszeptała z
wdzięcznością.
Zmiękł całkowicie. Westchnął ciężko zaglądając jej w
oczy.
-Dobrze. Więc idź do łazienki, ochłoń trochę, a ja
zrobię z nim porządek.- rzekł łagodnie.
Zmierzyła go spojrzeniem. Czuła, że mówi prawdę. Nic
mu nie zrobi. Zaufała mu. Opuściła magazyn i udała się do toalety.
~*~
Damon
Gdy dziewczyna wyszła, mężczyzna popatrzył z
niesmakiem na napastnika. Kopnął go jeszcze raz w brzuch, a potem w twarz. I
tak uważał, że to za mała kara.
Ukląkł przy nim, brutalnie chwycił go za podbródek i
zmusił do spojrzenia w oczy.
-Wstaniesz, wyjdziesz stąd i pójdziesz do domu.
Nikomu nie powiesz o tym, co tu zaszło. A jeśli kiedykolwiek będziesz
napastował jakąkolwiek dziewczynę, bądź też dobierzesz się do Eleny, masz iść
się zabić. Rozumiesz?- wykorzystywał moc zauroczenia.
Facet pokiwał twierdząco głową. Z olbrzymim trudem
stanął na nogi i ciągle przewracając się wyszedł z knajpy.
Salvatore oparł się o ścianę. Nadal nie mógł
ochłonąć. Gdy zobaczył, co ten łajdak robi Elenie, miał ochotę go zabić i gdyby
nie interwencja dziewczyny, pewnie by to zrobił. Był zły sam na siebie, że
zostawił Gilbertównę i poszedł tańczyć z Isabellą. Jego biedna Elenka, musiała
dzisiaj tyle wycierpieć, przez głupotę z strony Damona. Gdyby ten rudzielec ją
skrzywdził, od razu urwałby mu głowę.
Nie rozumiał swojego zachowania i tego, że przejmuje
się śmiertelniczką. Nawet nie chciał tego pojąć. Najważniejsze, że Elenie nic
już nie groziło, że zdążył na czas.
-Jestem gotowa. Możemy iść.- oznajmiła opierając się
o framugę drzwi.
Wyszli z knajpy. Brunet szedł przodem. Pragnął jak
najszybciej odstawić dziewczynę do domu, aby była bezpieczna. Dzisiaj przeżyła
wystarczająco wiele.
-Damon- zawołała za nim.
Zatrzymał się i odwrócił. Z zaciekawieniem zerknął
na towarzyszkę.
-Powiedziałeś dzisiaj, że nie jesteś bohaterem,
tylko egoistą. A mimo to uratowałeś mnie. Zatroszczyłeś się o mnie. Zachowałeś
się jak na prawdziwego bohatera przystało.- rzekła pogodnie usatysfakcjonowana
Gilbertówna.
Brew mężczyzny powędrowała ku górze. Zaśmiał się
lekko.
-Od czasu do czasu zdarza mi się dzień dobroci dla
zwierząt.- spojrzał na nią znacząco.
Ta zachichotała na jego słowa.
-A więc, panie egoisto, dziękuję za uratowanie mi
życia.- ukłoniła się.
Damon podszedł do niej nonszalanckim krokiem. Stale
się uśmiechał. Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho, badając jej twarz.
-Nie chciałabyś tego zapomnieć?- wypalił nagle lekko
ochrypłym głosem.
Zauważył, że zdziwiła się na te słowa.
-Nie. Dzięki temu wiem, że jest ktoś, na kim mogę
polegać.- odparła szeptem.
Nawiązali kontakt wzrokowy. Salvatore podziwiał
piękno oczu Gilbertówny. Były jak czekolada. Idealnie piękne.
Pogładził ją po policzku. Chciał wymazać jej te
wspomnienia z pamięci, ale dobrze, że pozwolił jej zadecydować. Dobrze się
stało. Zapewne zdobył u niej jakiegoś plusika.
-A teraz zapinaj kask i wskakuj. Odwiozę cię do
domu. Wystarczająco dzisiaj strachu się najadłaś.- puścił do niej oczko.
Wsiedli na motocykl, zapięli kaski i ruszyli przed
siebie.
Świetny rozdział. Ciszę się że Elena spędza więcej czasu z Damonem i zdecydowała się mu zaufać. Isa jest ciekawą postacią,tak jak i Phobe ale mam nadzieję że w ostateczności nie przeszkodzą Elenie i Damonowi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;D
P.S.Kiedy nowy rozdział na drugim blogu?;)
Dobrze,że Elenie nic się nie stało mam nadzeję,że Viki nie będzie się mścić na Elenie za pomyłkę Damona zamierzasz w prowadzić tą Pebe Stefano ma rację Damon powinien przystopować jeśli nie chcą być wykryci
OdpowiedzUsuńBłagam o nowy rozdział. Jest to jedyny delenowski blog, który mnie wciągnął bez reszty i okropnie czekam na dalszy ciąg w tym samym stylu :) Mam nadzieję na więcej intryg Damona i nadal upartą Elenę, która w Twoim wydaniu prezentuje się najlepiej z tych wszystkich w innych opowiadaniach. Proszę, nie zepsuj tego, bo zapowiada się świetnie. Oczekuję rozdziału z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńJej, zakochałam się: w twoim blogu, w sposobie pisania...
OdpowiedzUsuńNowy pomysł na opowiadanie, genialny blog! Te uczucia i w ogóle... Aww :*
Proszę, pisz szybko nexta!
Wpadaj do mnie:
http://tvdopowiadanie.blog.pl
kiedy nn?? pisz szybko, proszę :D
UsuńGenialnie.Kiedy nn??
OdpowiedzUsuńdelena-different-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńklaroline-love.blogspot.com
Zapraszam :D