sobota, 1 czerwca 2013

ROZDZIAŁ II "Czas nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania."


ROZDZIAŁ II

Czas nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania.

~Elena~

Dzień w szkole był strasznie monotonny. Niezwykle się dłużył. Może przez to, że dziś już piątek? Planowała dobrze wykorzystać nadchodzący wieczór. Dobra imprezka z Gwen, albo wypad do jakiegoś klubu dobrze jej zrobi. Na widok książek zbierało jej się na wymioty. Miała dość nauki, której przybywało stanowczo za wiele.

Dzisiejszą atrakcją w szkole stał się Stefano Salvatore, nowy uczeń, którego zdążyła poznać wczoraj, wraz z jego zbzikowanym bratem. Na wspomnienie o brunecie wywróciła oczami. Wystraszył ją prawie na śmierć w tym magazynie. Naprawdę dziwny z niego koleś. Stefano wydaje się tym normalnym.

Właśnie miała z nim ostatnią lekcję, historię. Nauczyciel bardzo przynudzał, ale podobno niedługo miejsce pana Tarrnera miał zastąpić nowy profesor. Oby lepszy.

Blondyn siedział w sąsiedniej ławce. Zerknęła w jego stronę. Zauważyła, że się jej przyglądał. Mimowolnie uśmiechnęła się. Sympatyczny chłopak. Zagadywał do niej na przerwach, wytłumaczył zadanie z fizyki. Polubiła go. Może się zaprzyjaźnią? Stwierdziła, że tworzyliby zgrany duet. Odpowiedzialny, przyjacielski, dobrze mu z oczu patrzy. Takiego przyjaciela ze świecą szukać. Tym bardziej mogliby przez to zbliżyć się z Gwen…

Przyjaciółka Gilbertówny nie spuszczała dziś wzroku z Młodszego Salvatore’a. Trochę ze sobą rozmawiali. Brunetka przypuszczała, że nie długo czas zacząć misję „swatka”. Znała Gwen zbyt wiele lat, by nie zauważyć, w jaki sposób spogląda na Stefano.

Wtem coś mignęło jej przed oczami. Spojrzała na blondyna, który niby to słuchał wykładu nauczyciela. Potem przeniosła wzrok na swoją ławkę, na której leżał liścik. Brew dziewczyny powędrowała ku górze. Dyskretnie rozwinęła kawałek papieru wczytując się w treść.

„Słyszałem, że za tydzień jest bal… Pomyślałem, że może moglibyśmy pójść razem? Czekaj, spróbuję bardziej oficjalnie. Droga Eleno Gilbert, czy zaszczycisz mnie swym towarzystwem na szkolnym balu? Liczę na pozytywną odpowiedź .”

S.S”

Tym całkowicie zaskoczył Elenę. Nie spodziewała się, że wyjdzie z taką inicjatywą. Nie mogła z nim iść, a powody były następujące: 1. Zawiodłaby Gwen 2. Obiecała towarzystwo Tylerowi.

Zdezorientowana przygryzła wargę. Fakt, wolałaby przetańczyć wieczór z Stefano, niż z Tylerem, jednak chciała być lojalna wobec Otie. Mały diabełek w główce nakłaniał ją do skorzystania z zaproszenia, lecz postanowiła, że odmówi. Delikatnie i taktownie, żeby go nie urazić.

Wydarłszy kawałek papieru z zeszytu zaczęła na nim pisać.

Wybacz, Stefano, lecz obiecałam Tylerowi, że z nim pójdę. Myślę, że powinieneś zaprosić Gwen. Zapewne z chęcią się zgodzi.

E.G

Ostrożnie podała liścik Salvatore’owi. Kątem oka obserwowała go. Chłopak widocznie posmutniał. Uśmiechnął się słabo. Rzucił Gilbertównie odpowiedź.

„Okej, rozumiem. Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej… Zapewne zaprosiłbym Cię jako pierwszy.”

Po przeczytaniu słów brunetka tylko pokręciła głową chichocząc lekko. Nie oddała mu kolejnej karteczki. Wolała przestać brnąć w ten temat. Poza tym, delikatnie zasugerowała mu swą przyjaciółkę. Twierdziła, że doskonale by ze sobą wyglądali.

W końcu w szkole rozbrzmiał upragniony dzwonek. Uczniowie poderwali się z miejsc. Brązowooka pospiesznie opuściła salę. W sumie to chciała uniknąć rozmowy z Salvatore’em. Musiała trzymać go na dystans, gdyż czuła, że nastolatek może o niej pomyśleć „poważniej”.

W mig oka znalazła się przed szkołą. Odetchnęła z ulgą, lecz jak się okazało, za wcześnie.

Zauważyła czarne, sportowe BMW stojące przed szkołą. Na masce auta siedział nieziemsko przystojny mężczyzna, odziany cały w czerń. Jego seksapil podkreślały włoskie okulary. Wzrok wszystkich przechodniów, a szczególnie dziewcząt spoczął na brunecie. Młodzież szemrała coś pod nosem zachwycając się nowo przybyłym. Może i Elenę by zachwycił, lecz ona znała tego Żigolaka. To Damon Salvatore, brat Stefano.

Pomyślała, że przyjechał po brata. Nie zwróciła więc na niego uwagi. Ruszyła w kierunku domu.  Jej kiszki grały marsza. Brzuszek domagał się jedzenia. Przyspieszyła kroku. Łudziła się, że gdy tylko wparuje do domu talerz z obiadem będzie czekał na nią na stole.

Wtem usłyszała, że ktoś ją woła. Zaklęła pod nosem. Odwróciła się w kierunku tej osoby. Brew dziewczyny powędrowała ku górze. Damon. Tego się nie spodziewała.

-Elena, czekaj!- ponownie zawołał podchodząc do niej.

Stanął bardzo blisko niej. Ściągnął okulary. Przeszył ją przyjemny dreszcz, gdy spojrzała w te piękne oczy.

-Słucham?- spytała zdziwiona.

-Może teraz oprowadzisz mnie po miasteczku?- uśmiechnął się szelmowsko.

Brązowooka wywróciła oczami. A więc nie przyjechał po Stefano.

-Nie. Jestem g ł o d n a. Marzę tylko o tym, by znaleźć się już w domu, więc przepraszam, ale po raz kolejny jestem zmuszona ci odmówić.- posłała mu złośliwy uśmieszek, po czym zgrabnie go wyminęła.

Nie odeszła jednak daleko, gdyż mężczyzna chwycił ją za rękę i obrócił ku sobie tak, że lekko oparła się o jego klatkę piersiową dłońmi.

-Podwiozę cię.- rzekł tonem niewyrażającym sprzeciwu.

-Nie musisz, naprawdę, lepiej będzie, jak…- zaczęła.

Uciszył ją przykładając palec do jej ust, czym totalnie zbił ją z pantałyku. Czy on nie pozwalał sobie na odrobinę za wiele?

-Podwiozę cię.- powtórzył, zupełnie ignorując jej poprzednią wypowiedź.

Normalnie to zaczęłaby się z nim kłócić, ale naprawdę konała z głodu. Zjadłaby konia z kopytami. Dzięki niemu szybciej znajdzie się w domu.

Wywróciła więc tylko oczami i wsiadła do samochodu Salvatore’a, który wygodnie usadowił się na miejscu kierowcy na ponów zakładając okulary. Gilbertówna czuła na sobie wzrok uczniów. Zastanawiała się, do czego jest jej to potrzebne? Zapewne jutro cała szkoła będzie huczeć od plotek.

A zresztą, jak chcą niech mówią. Uniosła dumnie ku górze podbródek, po czym odjechali z parkingu z piskiem opon.

Serce dziewczyny zabiło szybciej. Lubiła ten przypływ adrenaliny, a przede wszystkim kochała sportowe auta. Czuła się niesamowicie, jakby teraz mogła góry przenosić.

Z uśmiechem na ustach wytłumaczyła Damonowi, gdzie dokładnie mieszka.

-A gdy zjesz obiad oprowadzisz mnie po Mystic Falls?- drążył dalej.

Zachichotała.

-To coś w rodzaju zapłaty za podwózkę, tak?- spojrzała się na niego z diablikami w oczach.

Uśmiechnął się łobuzersko.

-Oczywiście, że nie. Ale jeśli w twoim mniemaniu „zapłata” miałaby sprawić, że jednak trochę ze mną pospacerujesz, to tak, to jest zapłata.- Ukazał rząd swych śnieżnobiałych zębów.

Prychnęła.

-Muszę cię rozczarować. Wydaje mi się, że dzisiaj j e s z c z e nie mam czasu i ochoty. Może innym razem.- odparła z nutką ironii.

Chłopak pokiwał lekko głową. Nigdy nie spotkał bardziej upartej dziewczyny.

Niedługo potem dojechali pod dom Gilbertówny. Brunet zaparkował auto. Wysiadłszy z niego otworzył, jak prawdziwy dżentelmen, drzwiczki Elenie. Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka.

-A więc dozo…- chciała się pożegnać.

-Ee, nie tak szybko.- wszedł jej w słowo.

Uniosła ku górze jedną brew.

Usta niebieskookiego wykrzywiły się w nonszalanckim uśmiechu. Wziął przewodniczącą samorządu pod rękę. Odprowadził ją pod drzwi. Zadzwonił do drzwi, czym totalnie zszokował Elenę. O co mu chodziło? Nie musiał zgrywać przy niej takiego dobrze wychowanego chłopczyka, bo i tak wiedziała, że nim nie jest. Czuła, że chodziło mu o coś zupełnie innego.

Drzwi otworzyła Miranda, która zobaczywszy córkę z chłopakiem oniemiała. Dotychczas żaden z jej sympatii nie był tak nieziemsko przystojny, jak ten, który właśnie posyłał jej przymilny uśmieszek.

-Witam. Jestem Damon Salvatore, nowy mieszkaniec Mystic Falls. Podwiozłem pańską córkę do domu.- nie przestawał się uśmiechać.

Kobieta pomrugała kilkakrotnie oczami.

-Miło mi, panie Damonie.- zachichotała lekko.

Brunet ujął dłoń matki Gilbertówny i ucałował ją delikatnie. Potem zerknął na nią swymi oczętami, przez co totalnie zmiękła. Lena obserwowała to bardzo uważnie i podejrzliwie. Miała ochotę pacnąć go w głowę, a przy okazji i siebie, za swoją głupotę. Po co dała mu się podwieźć?

-Proszę wejść. Może zje pan z nami?- brązowooka o mało co, a zakrztusiłaby się własną ślina.

-Bardzo chętnie.- zgodził się uradowany, przez co młoda Gilbertówna zbulwersowała się nie na żarty.- Ah i nie pan, po prostu Damon. Aż taki stary nie jestem.- puścił oczko do Mirandy.

Pewny siebie przekroczył próg z bezradną Eleną pod ręką. Dziewczyna oczywiście wyrwała mu się. Weszła do kuchni i ucałowała ojca w policzek. Usiadła zrezygnowana na krześle, a po chwili weszli do kuchni zaangażowani w rozmowę Salvatore z mamą nastolatki, która na ten widok przekręciła oczami. Nie lubiła takich gierek.

Grayson zlustrował młodziana spojrzeniem. Nie przypominał sobie, żeby go kiedyś spotkał.

-Grayson, zobacz, to nasz nowy sąsiad, Damon Salvatore.- pisnęła zadowolona kobieta.

-Miło mi pana poznać.- rzekł uprzejmie brunet ściskając dłoń mężczyźnie.

-Mi również.- odchrząknął, lecz po chwili uśmiechnął się miło.

-Damon zje z nami obiad.- oznajmiła pogodnie.

Elena zmroziła Salvatore’a spojrzeniem, na co on tylko uśmiechnął się złośliwie. Dlaczego się tak jej uczepił? Co ona mu, do diaska, zrobiła? Po co ją tu podwiózł? Z jednej strony marzyła, by dał jej spokój, a z drugiej zapragnęła częściej się z nim widywać, za co skarciła się w myślach.

Miranda podała obiad, którym była pizza. Wszyscy zaczęli delektować się jej smakiem. Tylko brunet wydawał się niewzruszony pokarmem.

-A więc… Skąd pochodzisz?- zagadnęła rodzicielka Gilbertówny.

-Z Włoch. Przeprowadziłem się tu wraz z bratem.- odpowiedział spokojnie.

-Rozumiem… A gdzie mieszkacie?- ciekawość ją zżerała.

-W pensjonacie.- odparł.

Zapanowała cisza. Do kuchni zeszła mała Nina, która obserwowała nowego gościa z przymrużonymi oczami. Pokiwała główką, jakby coś chciała sobie z niej wybić, jednakże nadal zachowywała się dziwnie. Podeszła do Damona patrząc mu w oczy. Wystraszyła się go, niemalże odskoczyła od młodziana, który wydawał się być zdezorientowany jej postępkiem. Dziewczynka wtuliła się w Elenę zerkając na bruneta ze strachem, ale i złością.

Siostra pogłaskała malutką po włosach próbując ją uspokoić, choć nie rozumiała jej zachowania.

-Coś się stało?- spytała zatroskana, ale i zaciekawiona.

Dziewuszka nie odpowiedziała, pokiwała tylko przecząco główeczką i mocniej wtuliła się w nastolatkę, która wyraźnie wyczuła, że mała się boi. Boi Damona. A może raczej wstydzi?

-Chodź choruszko, poczytam ci bajki.- wzięła ją na ręce wychodząc z pomieszczenia.

Weszła po schodach na górę, a w pokoiku najmłodszej Gilbertówny położyła ją do łóżka przykrywając kołdrą. Usiadła obok niej przyglądając się uważnie.

-Powiedz, coś jest nie tak? Wstydzisz się Damona?- spytała troskliwie.

-Nie…Ja…On…- dukała nie potrafiąc złożyć zdania w logiczną całość.

Wtem do pokoiku wkroczyła roześmiana Miranda z Salvatore’em u boku. Momentalnie spoważniała, lecz uśmiech nie zniknął z jej twarzy. Zlustrowała Elenę spojrzeniem splatając ręce na piersiach.

-Słyszałam, że nie chcesz oprowadzić Damona po miasteczku.- wzrok wyrażający chęć mordu sparaliżował nastolatkę, która zarumieniła się lekko.

-Nie miałam czasu.- mruknęła niechętnie.

-To teraz go znajdziesz i pójdziesz z Damonem.- dziewczyna wybałuszyła oczy.

Zszokowała ją. Do czego posunął się brunet, aby tak przypodobać się mamie? Nie miała pojęcia. Starczył tylko urok osobisty, kilka komplementów i jakiś tani żarcik?

-Chciałam poczytać Ninie…- zaczęła się wymigiwać.

-Ja jej poczytam, a ty idź. W tej chwili.- wygnała ją stanowczo mama.

Brunetka niechętnie podniosła się z miejsca. Nie obdarzyła Salvatore’a ani jednym spojrzeniem. Po prostu bez słowa wyminęła go. Słyszała tylko, że schodzi za nią po schodach. Rozzłoszczona wyszła z domu. Świeże powietrze pobudziło jej umysł do myślenia. Facet zaczynał ją irytować. Wpraszał się do jej domu, owinął sobie matkę wokół palca, a ona miała być na każde jego skinienie?

Usłyszała zamknięcie drzwi. Wyszedł.

Podszedł do niej. Czuła jego oddech na swoim karku.  Obróciła się mierząc go groźnym spojrzeniem. Nie lubiła być do czegoś zmuszana, ani robić tego, co ktoś jej karze. Miała po dziurki w nosie niebieskookiego sąsiada.

-Co to ma znaczyć? Podpuszczasz moją mamę, żebym gdzieś z tobą poszła? Jesteś nienormalny?- warknęła nie potrafiąc zachować spokoju.

-Inaczej byś ze mną nie poszła.- stwierdził posyłając jej łobuzerski uśmieszek.

Prychnęła. Nienawidziła takiego nachalstwa.

-Masz rację. I nikt nie powiedział, że gdziekolwiek z tobą pójdę.- wysyczała przez zaciśnięte zęby, obróciła się i zaczęła pospiesznie iść.

Damon dorównał jej kroku.

-Ty może ze mną nie, ale ja z tobą owszem.- spojrzał na nią znacząco.

No tak. Gdzie ruszy się ona, tam ruszy się i chłopak.

Przystanęła wypuszczając powietrze. Może powinna się zgodzić i mieć to już za sobą?

Przyjrzała mu się uważnie. Zbyt pewny siebie, arogancki, nonszalancki cwaniaczek, który uważa, że wszystko mu się należy.

Prychnęła wywracając oczami. „Oprowadzi” go po miasteczku i nigdy więcej się nie spotkają.

-A więc, gdzie chcesz iść?- posłała mu przymilny uśmieszek.

-Może do jakieś knajpy?- wypalił nagle.

Wiedziała już, gdzie iść. Kontynuowała więc marsz hardo patrząc przed siebie. Kątem oka dostrzegła, że brunet przygląda jej się z rozbawieniem, ale i zaintrygowaniem. Nie miała zamiaru tego skomentować, jednak sama po chwili parsknęła śmiechem. Chwilami zachowywała się irracjonalnie, ale była naprawdę rozdrażniona.

Elena spojrzała na towarzysza. Towarzyszył mu uwodzicielski uśmieszek. Każdą dziewczynę lustrował wzrokiem od góry do dołu. Czuła, że z tej znajomości może nie wyniknąć nic dobrego. Było w nim coś takiego, co przyciągało ją do niego, ale i odpychało jednocześnie. Jakby strach… Zbyt wielkie… Niebezpieczeństwo?

Pokiwała głową próbując wybić sobie z niej uporczywe przeczucie.

Dotarli do Mystic Grill, tutejszego baru. Nadal podenerwowana Elena zajęła miejsce przy barze. Dosiadł się do niej rozbawiony Salvatore. Gilbertówna zerknęła na niego kątem oka. Grzeszył urodą i to bardzo, lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Dla niej nie. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się w domu. To dziwne, lecz czuła, jak chłód i przeraźliwa pustka otaczają ją z każdej strony. Jakby przekroczyła jakąś barierę.

Barman podszedł do pary. Wyraźnie ucieszył się na widok dziewczyny.

-Elena, cześć. Co podać?- popatrzył na nią z rozmarzeniem.

-Hej, Matt. Um… Burbona.- zamówiła puszczając mu oczko.

-Dla mnie to samo.- odezwał się męski, aksamitny głos.

Wtem Donovan dostrzegł bruneta. Posłał przyjaciółce zdziwione spojrzenie, na co ta tylko wywróciła oczami.

-Matt, to jest nowy sąsiad, Damon. Damon, to mój przyjaciel Matt.- przedstawiła od niechcenia.

-Cześć.- wyjąkał po chwili z lekka skołowany Matt.

Damon parsknął pogardliwym śmiechem.

-Myślałem, że do klientów zwraca się na ‘pan’.- rzucił oskarżycielsko.- Również Burbona, Mutt.- zamówił źle wymawiając jego imię.

-Matt.- poprawił go.

-Mutt, Matt… Jeden pies.- machnął ręką wbijając wzrok w jakąś przechodzącą dziewczynę.

Gilbertówna miała ochotę spłonąć ze wstydu. Szatyn to jej były chłopak, a Damon zlekceważył go i zadrwił. Jak śmiał? Matt mimo wszystko ciągle jest jej przyjacielem i nie może słuchać, jak ktoś rzuca na niego takie obelgi.

Zmroziła go rozgniewanym spojrzeniem. Doprowadzał ją do szału.

Chwilę później barman przyniósł im zamówione napoje i szybko oddalił się od pary.

Nastolatka przechyliła szklankę opróżniając jej zawartość. Usłyszała, jak towarzysz siedzący obok się śmieje. Popatrzyła na niego z niezrozumieniem. Ten tylko upił łyka napoju.

-Masz tempo, Lenko.- wyszeptał puszczając jej oczko.

Zaśmiała się, nawet serdecznie.

-A co? Myślisz, że dziewczyna nie potrafi?- to zabrzmiało jak wyzwanie.

Zamyślił się na moment, lecz zaraz potem uśmiechnął się łobuzersko.

-Tak. Tak właśnie myślę.- odparł.

-Ah tak? Zobaczymy. Matt, chodź tu.- zawołała swego eks.- Polewaj nam. Do pełna. Zobaczymy, kto tu jest słaby.- uśmiechnęła się diabolicznie.

Widocznie zaczęła się rozluźniać i czuć coraz swobodniej w towarzystwie Damona. Nie oznacza to jednak wcale, że przestał działać jej na nerwy.

Oboje ujęli szklanki w dłonie, po czym na znak głową Gilbertówny zaczęli opróżniać ich zawartość. Gdy Elena skończyła pić, Damon odstawił już naczynię na blat.

Brunetce zaczęło z lekka kręcić się w głowie. Chyba przesadziła z tempem, jednakże nie czuła się źle, wręcz przeciwnie. Mogłaby powiedzieć wszystko o wszystkim każdemu i zrobić takie cuda, jakich nigdy by na trzeźwo nie zrobiła. Pomrugała kilkakrotnie oczami uśmiechając się szeroko.

-Niezły jesteś.- przyznała z nutką podziwu.

Usłyszała głuchy śmiech.

-Lata praktyki.- szepnął zadziornie.

-A więc… Pijemy dalej.- zarządziła, a Donovan po raz kolejny nalał Burbonu.

~*~

Damon

Elena nie zdawała sobie sprawy, że Damon ma bardzo, bardzo mocną głowę, jakoż, że nie jest kimś normalnym. Dlatego też mężczyzna z ubawieniem przyglądał się upijającej towarzyszce. Naprawdę go intrygowała. Bardzo uparta, zawzięta, ale i zwariowana. Lubiła się bawić i czuć tę dawkę adrenaliny. W jakimś stopniu go kręciła, ale nie chciał się w to za bardzo wkręcać.

Teraz martwiło go to, że zgłodniał. I to bardzo. Najchętniej wpiłby się teraz, tu, na oczach wszystkich w szyję Gilbertówny, lecz coś nie kazało mu tego zrobić. To dziwne. Nigdy nie stawiał sobie żadnych granic. Czemu takowa pojawiła się teraz?

Próbował odgonić od siebie tę barierę, ale nie potrafił. Zaczął się denerwować. Rozgniewał się, jakby na nią. Dlaczegóż nie chciał się nią pożywić? Przecież to jeden kęs, chwila, moment… Nie zabije jej… A w sumie, dlaczego by jej nie zabić?

Z natłokiem myśli odsunął się od lady. Pomyślał, że na Elenie pożywi się innym razem. Jak nie dziś to jutro. Jak nie jutro, to pojutrze… Nadejdzie właściwy moment.

Szukał wzrokiem jakieś ładnej dziewczyny i chyba właśnie odnalazł. Znał ją z widzenia. Wczoraj zauważył ją, jak odbierała narkotyki od dilera. Ah, tak. Temu tak trzęsą jej się dłonie. Jest na głodzie, co Damon może idealnie wykorzystać. Pewnie czeka za tym gościem, lecz… Niestety się go nie doczeka.

Pewny siebie podszedł do stolika kobiety. Popatrzył na nią chwileczkę. Wyczuł bijące od niej emocje. Mógł doskonale ją zmanipulować. Dobra bajeczka, urok i… Będzie jego.

-Ty. Dzisiaj towar dostarczam ci ja. Chodź. Teraz.- rzekł rozkazująco.

Kobieta nerwowo poderwała się z miejsca. Cała spięła się spuszczając głowę w dół. Wstydziła się swojego nałogu, lecz to stało się silniejsze od niej. Damona nic to nie obchodziło. Jej wina, że marnuje sobie życie. Mógłby ją zabić- z pewnością by ją wybawił.

Ukradkiem weszli do damskiej toalety, którą brunet zakluczył. Świdrował narkomankę wzrokiem. Oby jej krew była dobra- pomyślał z niesmakiem.

-To gdzie mój towar? Pospiesz się, nie mam czasu na jakieś gierki.- warknęła zdenerwowana i wyraźnie zniecierpliwiona.

Usta Salvatore’a wykrzywiły się w niebezpiecznym uśmieszku. W jego oczach tańcowały małe diabliki, które zwiastowały coś tragicznego.

Podszedł do niej ujmując jej podbródek. Musnął jej usta chcąc dodać pikantności temu ‘polowaniu’. Wyrwała mu się wykręcając szybko głowę w drugą stronę. Zacisnął uścisk tak, że pisnęła z bólu. Stał się naprawdę niebezpieczny.

-Nie ma żadnego towaru, nie ma euforii, ale wiesz? Wyświadczę ci przysługę i pozwolę zejść z tego świata.- wyszeptał tonem wzbudzającym ciarki na całym ciele.

Słyszał, jak szybko zaczęło walić jej serce. Wyczuł przyspieszony puls, pędzącą krew w żyłach. Nie umiał się już powstrzymać.

Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją za ramiona wbijając w nią lodowate spojrzenie.

-Nie krzycz, nie piszcz, nie wołaj. Bądź cicho. A jeśli przeżyjesz, to zapomnij o tym, co się tu wydarzyło.- zauroczył ją.

Teraz rozciął jej skórę swymi ostrymi kłami, które wydłużyły się i wpiły w tętnicę. Przybrał twarz bestii- ukazały się sine żyły, powodujące odrazę i zakrwawione oczy. Delektował się umykającym życiem z ciała nieznajomej. Było dla niego czymś w rodzaju ambrozji, nektaru. Czymś, co daje mu wszystko. Krew to odwieczne pragnienie- Damona jak i każdego innego wampira. Taka jest jego natura.

Gdy skończył się pożywiać odrzucił ciało kobiety w kąt toalety. Przetarł rękawem strużkę krwi spływającą mu z ust. Twarz na powrót przybrała normalny wygląd. Znowuż grzeszył swą niepowtarzalną, włoską urodą.

Jego uwagę przykuła leżąca na ziemi narkomanka. W sumie nie obchodziło go, czy żyje. Stwierdził jednak, że umiera. Do nieba na pewno nie pójdzie- pomyślał z szyderczością. Ktoś ją na pewno znajdzie, zacznie się panika… Stefano zacznie prawić morały, jak powinien się odżywiać. Pogrozi mu, pokrzyczy, dojdzie do bójki… Standard.

Jakoś specjalnie jednak się tym nie przejmował. Dyskretnie opuścił toaletę. Nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Nonszalanckim krokiem maszerował w kierunku baru, kiedy wpadł na jakąś dziewczynę. Spiął się, gdy dostrzegł Elenę. Nie chciał, by zorientowała się, co jakiś czas temu uczynił. Sam jeszcze nie rozumiał, dlaczego tak zależy mu na przychylności w jej oczach.

Popatrzyła na niego pytająco. Stwierdził, że jest już nieźle wstawiona. Na wskutek alkoholu jej policzki oblały rumieńce. Włosy lekko rozczochrały się i pojedyncze kosmyki sterczały na kilka stron. Wyglądała tak… Uroczo. Naszła go ochota na przytulenie, pogładzenie, pocałowanie tej dziewczyny…

Stop. O czym on myśli? Podnieca go śmiertelniczka? To niedorzeczność. Zaśmiał się z własnej głupoty. Przecież spotkał piękniejsze kobiety na swojej drodze, wampirzyce… A szczególnie tę jedną…

Gdy wspomnienia pojawiły mu się przed oczami, pokiwał szybko głową, chcąc je sobie wybić. Nie lubił wracać do tamtych czasów, kiedy był… Zakochany- pierwszy i (wedle jego złudzeń) ostatni raz w swojej egzystencji.

-Co tu robisz?- z zamyślenia wyrwał go głos Gilbertówny.

-Byłem w toalecie, skarbie.- puścił do niej oczko.

Widział, że dość solidnie się upiła i ledwo trzymała się na nogach.

-Szukałaaaammmm… Cię…- wydukała opierając się o jego tors.

Jak myślał, zakręciło jej się w głowie.

-Nie martw się, nie zostawię cię w takim stanie.- wyszeptał dość namiętnym tonem.

Nastolatka podniosła głowę wpatrując się w jego błękitne oczy. Świat na moment stanął. Wampir poczuł się doprawdy dziwnie. Coś ukuło go w sercu. Zapragnął jej, jak jeszcze nikogo od czasów Phoebe…

Działał pod wpływem impulsu. Ujął jej podbródek i wykorzystując stan upojenia musnął wargami jej usta. Dziewczyna na moment dała się ponieść chwili i nie odsunęła go do siebie. Musiało minąć kilkanaście sekund, zanim zorientowała się, co właśnie się dzieje. Odepchnęła szybko mężczyznę wymierzając mu siarczysty cios w policzek. Dotknęła opuszkami palców swoich ust. Zdezorientowana spojrzała na bruneta, który stał poirytowany kilka kroków przed nią.

Najchętniej pacnąłby się w głowę. Co on wyprawia? Jak mógł ją pocałować? Zresztą, całuje wiele dziewczyn i nie miałby nic przeciwko, gdyby zaszło między nimi coś więcej, ale niepokoiło go uczucie pożądania i pragnienia Eleny. To niemożliwe, by rozbudzała w nim takie uczucia. Jest tylko kolejną panną, którą prędzej czy później wykorzysta, a na końcu zabije. Czuł buzującą w nim . wściekłość. Na nią? Za to, że nie odwzajemniła pocałunku i odtrąciła go? Czy mógł być o to zły? Nie. Nie realne. Nie wiedział, na co się złości, ale to zaczynało go przerastać. Uderzył w ścianę i oparł o nią głowę. Głupi, debilny kretyn- karcił się w myślach.

-Czemu to… Zrobiłeś?- wysapała po dłuższej chwili milczenia.

Mówiła o tym tak spokojnie? Spodziewał się krzyków i wrzasków.

-Bo miałem ochotę.- odwrócił się do niej posyłając jej złośliwy uśmieszek.

Nie odpowiedziała. Nic nie zrobiła. Przyglądała mu się przez jakiś czas, po czym zawróciła na pięcie i opuściła Salvatore’a.

Niewiele się namyślając, wybiegł za nią. Szukał jej wzrokiem. Opuszczała bar. Wyszedł i chwycił ją za ramię obracając ku sobie. Nie mógł pozwolić, by ta znajomość tak się zakończyła. Być może to jedyna śmiertelna osoba, z którą znalazł wspólny język. Spiorunował ją spojrzeniem tak, że cała znieruchomiała. Nawet się nie szarpała. Po prostu stała i czekała na jego kolejny ruch. A on?

Najchętniej wymazałby jej wspomnienia z tego incydentu, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś niewidzialna bariera w jego głowie nie pozwalała mu tego zrobić. Pragnął, aby pamiętała… To głupie, ale prawdziwe.

-Nie złość się na mnie, skarbie.- wypowiedział delikatnie, troskliwie i czule wykorzystując moc zauroczenia.

Nastolatka pomrugała kilkakrotnie oczami. Przez chwilę dostrzegał w nich jakąś pustkę, jakby ubyło z nich emocji. Niedługo potem pojawił się w nich spokój i na ponów widoczne pijaństwo. Gniew, poirytowanie, zmieszanie, wstyd, niezrozumienie wyparowało z niej natychmiast.

-Jakbym śmiała. W końcu jesteśmy pijani. Dobrze, że tylko na tym się skończyło.- zachichotała lekko.

Ulżyło mu, jak jeszcze nigdy. Naprawdę cieszył się, że jest wampirem. Wampirze zdolności nie raz ratują mu tyłek. Chciał jeszcze trochę pobawić się brunetką, zanim ją zabije, co właśnie sobie uświadomił. Zadrwił z siebie- nie ma jak to urozmaicanie polowań.

Miał na dziś dość wrażeń. Stracił ochotę na zwiedzanie miasteczka. Wolał nie pakować się w jakieś większe kłopoty.

-Doprowadź się do porządku.- ponownie wykorzystał moc zauroczenia.- Odwiozę cię.- dodał chłodno.

Wsiedli do auta Salvatore’a.  Nadal był wściekły. Ciężko mu się powstrzymywać od wybuchu. Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna trochę się doprowadziła do porządku. Zacisnął dłonie na kierownicy z myślą, aby ten dzień wreszcie dobiegł końca.

~Elena~

Dzisiejszy dzień był dla dziewczyny doprawdy dziwny. Damon odwiózł ją do domu. Nawet się nie pożegnał, tylko posłał jakiś kwaśny uśmieszek. Odjechał, a ona od razu poszłam wziąć prysznic, który ją orzeźwił. Czuła się o wiele mniej pijana, niż w Grillu. Rodzice nawet nie zorientowali się, że przyszła pod wpływem alkoholu. Ale to i dobrze- dla niej bynajmniej.

Położyła się do łóżka gasząc światło. Przykryła się ciepłą kołdrą, zamknęła oczy i pozwoliła wolno płynąć swoim myślom. Salvatore ją pocałował, a wbrew pozorom spodobało jej się to. Czuła, jakby w momencie, w którym musnął jej wargi, przeszło jakieś spięcie. Ładunek dodatni i ujemny, coś jak zwarcie w jej organizmie. Przyjemne zwarcie. Kiedy jednak wrócił jej rozsądek musiała się rozgniewać. Nawet za dobrze go nie zna, a on odstawia takie przedstawienie? To bardzo nietaktowne i niemoralne. Alkohol nie powinien tego tłumaczyć, ale… Na niego nie można się długo gniewać. Ma coś takiego w sobie, co nie pozwala mu się oprzeć.

Dziwi ją również jego złość. Przez całą drogę wydawał się zamyślony, chłodny i nieprzystępny. Nie zamienił z nią ani jednego słowa. Cóż, może w końcu się od niej odczepi…? Z jednej strony chciałaby się go pozbyć, ale z drugiej… Lubi, gdy ją tak drażni.

Nie potrafiła kontrolować swoich myśli. Powoli odpłynęła do krainy Morfeusza. Zasnęła z ciekawością, co przyniesie jutrzejszy dzień i z obrazem pocałunku Damona.
___________________________________________________________________________________
Heej :) Mam nadzieję, że notka się podobała. Wiem, że myślicie, że to dzieje się za szybko, jednak bądźcie spokojni, jeszcze brakuje rozdziałów do poczytania o nich 'razem'. W tym opowiadaniu nie chodzi o trójkąt S+E+D tylko o coś, co może to uczucie zburzyć. Zresztą, nic nie mówię, przekonacie się z czasem ;* Wiecie, prolog był jakby 'wyrwany z przyszłości', tak więc... Domyślajcie się :D
Co mogę więcej powiedzieć... Niedługo (być może) dodam jakąś miniaturkę (mini, jednorazowe opowiadanie), ale zobaczę, jak wena dopisze :*
Także ta notka prezentem na DZIEŃ DZIECKA :D Kochane życzę wam wesołego dnia :*
Ściskam mocno,
Buziaki,
Polaa ^_^