piątek, 26 lipca 2013

ROZDZIAŁ III „A czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich proporcjach klasą i szaleństwem?”

Rozdział z dedykacją dla Anonimki, która w niedzielę obchodziła urodziny. Przepraszam, że NN nie ukazała się, ale przekroczyłam limit... Usiłowałam dodać u kumpeli lecz niestety coś poszło nie tak ;/ 
Kochana, a więc spóźnione wszystkiego najlepszego ;*
Miłego czytania!


ROZDZIAŁ III
„A czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich proporcjach klasą i szaleństwem?”
~Elena~

Młoda Gilbertówna uniosła powieki. Przeciągnęła się głośno ziewając. Promyki słońca wpadały przez szybę do jej pokoju. Bardzo dobrze jej się spało. Czuła się ponadto wypoczęta.
Odgarnąwszy kosmyk włosów z czoła podniosła się do pozycji siedzącej. Zerknęła na swojego iPhone sprawdzając godzinę. Dochodziła dziesiąta. Powoli docierało do niej, że chyba właśnie ominęło ją rodzinne śniadanie. Zawsze w soboty jadali wszyscy razem.
Pospiesznie wstała z łóżka. Nawet nie nałożyła kapci, tylko szybciutko zbiegała po schodach, stukając przy tym niemiłosiernie. Wparowała do kuchni, gdzie siedzieli jej opiekunowie wraz z malutką siostrzyczką. Uśmiechnęła się do nich przymilnie, ukazując przy tym dwa rzędy swoich śnieżnobiałych ząbków. Pokornie zbliżyła się do swojej matki całując ją w policzek. Tak samo uczyniła i z ojcem i Niną. Spoczęła na krześle chichocząc nerwowo.
-Mogliście mnie obudzić… Przepraszam, spałam jak kamień.- wydukała spokojnie.
-Słonko, jest sobota. Należało ci się po całym tygodniu harówki.- Miranda posłała córce wyrozumiały uśmiech.
Gilbertówna zaczęła zajadać gofra.
-Skoro już tu jesteś, weź gazetę. Słyszałaś o tym, co się stało?- ojciec podał Elenie do ręki gazetę.
Nastolatka rzuciła okiem na nagłówek artykułu „Brutalne morderstwo w Mystic Girll”.
O mało co, a zakrztusiłaby się kawałkiem posiłku. Zaczęła czytać dalej.
„W miejscowym barze Mystic Grill, dnia 19.05. br. znaleziono zwłoki młodej dziewczyny. Ciało nastolatki odkryto wczoraj w nocy, w damskiej toalecie. Została zraniona w szyję, zupełnie, jakby ktoś chciał ją rozerwać. Policja podejrzewa morderstwo, prawdopodobnie z rąk mafii. Kto stoi za dokonaną zbrodnią? Czy w okolicy pojawił się seryjny zabójca? Czy powinniśmy się obawiać?
A.B”
Gilbertówna nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przecież to niemożliwe. Była wczoraj w tym lokalu.
Wypuściła głośno powietrze z płuc. Zrobiło jej się słabo.
-Byłam tam wczoraj z Damonem…- wymamrotała jakby do siebie.
-Boże, kochanie, dobrze, że tobie nic się nie stało. Nie wiadomo, kto to uczynił. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać, dobrze?- mama zaczęła się zamartwiać.
-Oczywiście…- mruknęła nadal oszołomiona.
-Myślę, że pan Damon będzie chętny do opieki nad tobą.- wtrącił z uśmieszkiem tata.
Nastolatka wytrzeszczyła w popłochu oczy. Damon. Przecież pamięta, jak wracał z toalety, gdy ona go szukała. Ale to przecież niemożliwe… Nie było go tylko chwilę. Dlaczego niby miałby ją zamordować? W końcu nikogo tu nie zna, a bynajmniej tak twierdzi. Z nadmiaru emocji serce zaczęło walić jej jak oszalałe. Jest dupkiem, to fakt, lecz trudno jej uwierzyć w to, że mógłby kogoś zabić. Gdyby chciał się tego dopuścić, czyż nie trafiłoby to na nią?
Odgoniła od siebie natarczywe myśli. Wiedziała, że to nie on, lecz w głębi duszy, coś mówiło jej, że to prawda… Nie wierzyła w to jednak i szybko uspokoiła się.
-Jak się bawiłaś z Damonem?- wypaliła zaintrygowana Nina, dziwnie poważnym i tajemniczym tonem.
-Nie było tak tragicznie, jak to sobie wyobrażałam.- odparła od niechcenia.
-Nie skrzywdził cię?- drążyła dalej.
-Nie. A dlaczego miałby mnie skrzywdzić?- Elena zrobiła się podejrzliwa.
-Nina, daj spokój, naoglądałaś się za dużo filmów. Nie każdy nowo poznany mężczyzna musi być złym do szpiku draniem.- skarciła córeczkę mama.
Szatynka zamilkła. Gilbertówna czuła, że coś jest nie tak, lecz nie zamierzała drążyć tematu. Swoją drogą, Damon to drań. Nie wiedziała jednak, jak bardzo zły.
Podziękowała za śniadanie, po czym udała się do swojej sypialni. Pospiesznie nałożyła na siebie czerwony top oraz czarne, wąskie jeansy. Weszła do łazienki, gdzie umyła zęby, rozczesała włosy i nałożyła na siebie lekki makijaż. Oparła się o umywalkę. Na moment zastanowiła się, co robi Damon, lecz szybko skarciła się za tę myśl. Powinna udać się do Gwen i Caroline.
~Damon~

Bruneta obudziły czułe pocałunki składane mu w usta. Otwarł oczy. Ujrzał uśmiechniętą, dziewczęcą twarz. Mimowolnie i jego wargi wykrzywiły się w uśmieszku. Objął brązowowłosą w talii przyciągając do siebie. Pocałował ją namiętnie. Brązowooka aż jęknęła pod wpływem wszechogarniającej ją rozkoszy.
-Byłeś nieziemski.- wymruczała przygryzając płatek jego ucha.
-Wiem, ślicznotko.- zaśmiał się lekko.
Odsunął ją od siebie siadając na łóżku. Rozciągnął się i spojrzał na komórkę. Nikt się do niego nie dobijał. Szkoda. Miał nadzieję, że ktoś, może…
Towarzyszka zaczęła masować mu plecy. Bardzo przyjemne odczucie. Zaczęła muskać wargami jego skórę. Starała się mu dogodzić na wszelkie możliwe sposoby. Nie potrafiła mu się oprzeć, a on wiedział jak działa na kobiety, a ich reakcja zawsze go zadowalała. Tylko jedna stale mu się opierała.
-Dobrze ci tak?- spytała zatroskana.
-Owszem, Eleno.- odparł niekontrolowanie.
-Elena? Damon, jestem Vicki.- skarciła go naburmuszona.
Miał ochotę pacnąć się w głowę. Dlaczego powiedział na nią Elena? Dlatego, że właśnie o niej myślał. Przecież nie może stawiać mu się w nieskończoność. Jak to możliwe, że nie wzbudza w niej żadnych emocji? To niemożliwe. Musi ją pociągać, choć w minimalnym stopniu.
-Wiem, piękna. Wybacz.- ujął jej podbródek skradając ulotny pocałunek, który załagodził wszystko.
Po wczorajszym spotkaniu z Gilbertówną musiał się jakoś odstresować. Zobaczył młodą Donovan, zagadał do niej, zabrał do siebie, zauroczył, nakarmił i uprawiał seks. Nie mógł za bardzo narzekać, w łóżku była całkiem, całkiem. Krew również smakowała nie najgorzej.
-Co dzisiaj będziemy robić?- wymruczała kusząco.
-Wiesz…- powiedział wstając.- Zgłodniałem.- posłał jej znaczące spojrzenie, po czym ujął jej dłoń i szybko przyciągnął ją do siebie.
Zanurzył kły w tętnicy Vickim, która cicho wrzasnęła z bólu. Jak nie skorzystać z takiej okazji?
Pił i pił, aż w końcu stwierdził, że czas przestać. Skończył karmienie, a jego twarz na powrót przybrała normalny wyraz. Spojrzał w oczy bardzo osłabionej Donovan gładząc ją po policzku i uśmiechając się łobuzersko.
-A teraz kochanie szybciuteńko się ubierzesz, zapomnisz o tym, co się tu wydarzyło i wyjdziesz z tego domu, jasne?- wykorzystywał moc zauroczenia.
Pokiwała twierdząco głową. Zrobiła tak jak jej nakazał.
On natomiast naciągnął na siebie jeansy i zszedł na dół. Pokierował się do barku, z którego wyjął whiskey. Nalał sobie do szklanki i zaczął delektować się jej smakiem. Dzień zaczął się dla niego wyśmienicie. Myślał, że będzie tak przez cały czas, lecz do salonu wkroczył Stefano. Z miną mordercy rzucił przed bratem gazetę. Damon przewrócił oczami zerkając na nagłówek „Brutalne morderstwo w Mystic Grill”. Przeczytał szybko artykuł. Prychnął głośno wracając do picia. Oczywiście, to jego sprawka, lecz nie miał jakiś wyrzutów sumienia, czy coś. Twierdził, że nie ma uczuć i tego się trzymał.
-Masz mi coś do powiedzenia?- rzekł tonem surowego ojca.
Brunet spojrzał na niego z uniesioną brwią.
-Oczywiście, że nie. Laska nie żyje i już.- mruknął popijając alkohol.
-Przeczytałeś, co pisze dalej? „ZRANIONA W SZYJĘ”. To nie jest zabawne, Damon. Zabiłeś ją i powinieneś ponieść tego konsekwencje.- warknął srogo.
-O, bracie, jeszcze chwila, a staniesz się tak przekonywujący, że zacznę się ciebie bać.- odparł z ironią.
-Mam z tobą same problemy. Jak tak bardzo chcesz, żeby cię zdemaskowano, to może od razu idź, wystaw się, zdejmij pierścień i przy wszystkich spal się na słońcu?- naprawdę był zdenerwowany.
-Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą. Nie bulwersuj się tak, braciszku. Złość piękności szkodzi.- puścił mu oczko.
-Jeśli się nie opamiętasz i jeszcze raz odstawisz taką szopkę, znikasz z Mystic Falls, rozumiemy się?- podszedł do starszego Salvatore’a mierząc go groźnym spojrzeniem.
Chyba tym razem blondyn wygrał. Brunet wiedział, że musi się opanować, bo źle to się skończy. Zaklął w duchu. Czas przystopować.
-Oczywiście, po co ta agresja?- zaśmiał się młodszemu bratu prosto w twarz.- Nie licz jednak, że przestawię się na wiewiórki. Miałbym strach, że kiedyś zbiorą się w grupę i mnie pogryzą, w ramach zemsty.- nie obył się bez sarkazmu.
Wyminął Stefano i wrócił do sypialni. Nałożył na siebie czarny sweterek i ułożył włosy w artystyczny nieład. Przebrał spodnie na skórzane. Postanowił wypełnić misję specjalną- przekonać do siebie Elenę.
~Elena~

Dziewczyna chodziła z Caroline i Gwen po mieście. Opowiedziała im po krótce, co wczoraj się wydarzyło. Oczywiście, nie mogła pominąć kwestii pocałunku. Napomknęła coś o morderstwie, lecz nie mówiła o swoich dziwnych przeczuciach.
Usiadły na schodach przed jakimś sklepem. Gwen wyjęła z torebki paczkę papierosów. Gilbertówna spojrzała na nią krytycznym wzrokiem. Jej przyjaciółka pali jak głupia od jakiegoś roku. Nie, żeby jej to przeszkadzało, ale ona się od tego uzależniła.
-Car, chcesz?- blondynka pokiwała przecząco głową.- Może ty, Elena?- zachęcała ją.
Brunetka popatrzyła na paczkę szlug. Cóż, w sumie czemu nie? Już nie raz z nią paliła, a wtedy miała dziwną ochotę na odstresowanie się. Wzięła więc jednego. Blondynka dała jej zapalniczkę i po chwili już obie delektowały się używką.
Gwen zwierzyła się, że Stefano zaprosił ją na nadchodzący bal. Elena była zadowolona, że nowy sąsiad posłuchał jej rady. Uważała, że Otie i Salvatore świetnie ze sobą wyglądają.
Caroline zaczęła ponownie nawiązywać, do tematu Gilbertówny i Damona. Wtedy akurat wszystkie ujrzały, jak przez miasto pędzi na ścigaczu bardzo dobrze zbudowany mężczyzna. Elenie przez moment wydawało się, że na nią spojrzał, lecz to pewnie tylko złudzenie. Jak mogła to widzieć, skoro nałożył kask?
Gdy spalono papierosy, dziewczęta pokierowały się do kawiarni, gdzie przy kawie wdały się w różne pogawędki. Potem wszystkie rozeszły się w swoją stronę.
Gilbertówna szła ulicą. Po chwili skręciła w jakiś zaułek, chcąc szybciej dość do domu. Panowała tu niebezpieczna cisza. Nastolatka wystraszyła się, gdy coś zaszeleściło w worku ze śmieciami. Okazało się, że to tylko myszka, która podreptała do swojej norki. Brunetka nie lubiła tędy chodzić, ale cóż miała poradzić?
Szła tak, kiedy nagle poczuła oddech na karku. Nie zdążyła się odwrócić, gdyż ktoś silną dłonią zatkał jej usta, a na oczy nałożył jej przepaskę. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła, jakby płonęła, przez szybko krążącą w niej krew. Pomyślała, że to ten seryjny morderca, który zabił kogoś w Grillu. Gdzieś ją prowadził. Usiłowała go ugryźć, lecz widocznie ów sprawca nic sobie z tego nie robił. Kopała, usiłowała wrzeszczeć, lecz to na marne. Była zdruzgotana. Strach zawładnął jej umysłem. Wolała umrzeć teraz, zaraz, natychmiast, niż ginąć w katuszach z rąk jakiegoś psychopaty. Błagała o wybawienie.
Wtem dotarło do niej, że właśnie stanęli. Bała się, jak nigdy. A co, jeśli to naprawdę jej koniec?
Wtem napastnik odetkał jej usta i zdjął z oczu opaskę. Żyła. Nadal znajdowała się na dworze, oddychała świeżym powietrzem. Przypomniała sobie jednak, że typ stoi blisko niej. Obróciła się szybko w jego stronę i to, kogo ujrzała sprawiło, że na moment zapomniała, jak się oddycha. Wydawało jej się, że serce przestało jej bić. Wytrzeszczyła w popłochu oczy. Nogi się pod nią ugięły. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z jednej strony czuła niewyobrażalną ulgę, a z drugiej szok i gniew. Co to miało właściwie znaczyć?!
-Damon, ty skończony idioto!- wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła, wyładowując przy tym nieco swoją złość.
-Mi też miło cię widzieć, uroczo złoszcząca się, Eleno.- odparł zupełnie niewzruszony, ba! Wręcz zadowolony!
-Co ty wyprawiasz? Chcesz, żebym zawału przez ciebie dostała?!- krzyknęła ciągle zirytowana.
-Mam oryginalne sposoby, na zapraszanie kogoś, na jazdę motocyklem.- cwaniacko unosił brwi.
-Głupku, jeśli myślisz, że…- zaczęła, lecz po chwili dotarło do niej, co powiedział jej towarzysz.- Co ty powiedziałeś?- spytała zszokowana.
-Odwróć się.- nakazał.
Zobaczyła za sobą piękny motocykl wyścigowy. Ten sam, którego już dzisiaj ujrzała. Pomrugała kilkakrotnie oczami. Brakło jej słów, a przede wszystkim sił. Damon zaskakiwał ją na każdym kroku. Czy to naprawdę przekleństwo, że od początku ich znajomości musi ją straszyć?
Nim zdążyła się zorientować, delikatnie objął ją w talii. Gdy ją dotknął, czuła się tak, jakby poraził ją prąd, lecz w bardzo przyjemny sposób.
-Miałem nadzieję, że… Będziesz miała ochotę się ze mną przejechać.- wymruczał jej kusząco do ucha.
Jego głos spowodował, że zadrżała. Uwielbiała ten ton i sposób, w jaki wypowiada słowa. Na chwilę straciła nad sobą panowanie.
-Pewnie.- wymsknęło jej się cichutko.
Wtedy brunet  wyminął ją, lecz zdążył chwycić ją za dłoń. Usiadł na motorze, a Elena za nim. Oboje zapięli kask.
Delikatnie ujął jej dłonie i położył na swoim swetrze, na torsie.
-Trzymaj się mocno.- nakazał.
Objęła go więc tak, jak zażądał.
-Gotowa?- spytał.
Oczywiście, Gilbertównie zaczął wracać zdrowy rozsądek i zaklęła w duchu, że tak łatwo dała mu się ponieść. Naszła ją masa wątpliwości i miała ochotę się wycofać.
-Damon, to chyba nie jest dobry pomysł. Może lepiej zsiądę, bo co jeśli…- zaczęła nawijać.
Gdy ona tak gadała, on z piskiem opon ruszył przed siebie. Dziewczyna pisnęła pod wpływem tak nagłego wejścia w sporą prędkość. Salvatore stale przyspieszał. Czuła, jak adrenalina stale w niej rośnie. Nie wierzyła, że właśnie jedzie na ścigaczu z nowym (bardzo przystojnym i chamskim jednocześnie) sąsiadem.
-Ufasz mi?- wypalił nagle.
Ledwo go usłyszała.
Zawahała się przed odpowiedzią. Przecież prawie wcale go nie znała, ale… Gdyby mu nie ufała, czy pędziłaby z nim na motocyklu?
-Tak!- odparła głośno.
-W takim razie trzymaj się naprawdę mocno!- rzekł rozkazującym tonem.
Jak się okazało, przód motoru został uniesiony ku górze. Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny, że jadą na jednym kole! To chyba jedno z jej najwspanialszych przeżyć!
O dziwo strach zniknął tak szybko jak się pojawił. Teraz przepełniała ją euforia. Gdyby mogła, krzyczałaby z radości. Adrenalina nieustannie krążyła w jej żyłach.
Motocykl opadł i znowuż jechali normalnie, lecz z o wiele większym tempem. Nie ukrywała, podobało jej się to. Zresztą, komu by się nie podobało?
Pędzili tak na przód, aż w końcu zatrzymali się przy jakieś knajpce za miastem.
Gilbertówna zdjęła kask uśmiechając się szeroko. Nie mogła przestać się uśmiechać. Czuła się tak, jakby został zdjęty z niej wielki głaz i zaczęła żyć pełnią życia. Czuła się po prostu wolna.
-I jak wrażenia?- spytał Damon, który z zadowoleniem przyglądał się twarzy dziewczyny ściągając ochronę z głowy.
-To było…- szukała odpowiednich słów.- To było najwspanialsze i najbardziej emocjonujące z dotychczasowych przeżyć.- odparła w końcu z wielką radością.
-I o to mi chodziło.- nie krył satysfakcji.- A teraz chodź, pewnie zgłodniałaś.- pokazał jej swoją rękę, którą miała ująć.
Spojrzała na niego z lekkim wahaniem. Przeszywał ją wzrokiem, przez co zarumieniła się. Bezgraniczne szczęście pozwoliło jej na odrobinę szaleństwa. Objęła go pod rękę, po czym wkroczyli do knajpy.
To miejsce zdecydowanie różniło się od ich Grilla. Wystrój był bardziej starodawny. Wpasowywał się w styl dawnych nowojorskich miejscówek.
Usiedli przy barze. Elena już miała zamawiać, gdy towarzysz wszedł jej w słowo.
-Dwa razy Burbona i dwa razy hot-doga.-  rzucił do kelnera, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenie brunetki.
-Damon, oszalałeś? Ty prowadzisz! Chcesz jechać po pijanemu? I to w dodatku ze mną?!- skarciła go jadowitym szeptem.
-Spokojnie, maleńka. Jeden kieliszek w tę, czy we w tę, co za różnica? Mam mocną głowę. W każdym razie, na pewno mocniejszą od ciebie.- puścił jej oczko i upił łyk zawartości zamówionego alkoholu.
Nastolatka nie mogła uwierzyć, że właśnie to zrobił. Wykazał się wielką nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością. Co on sobie wyobrażał? Narażał ich oboje na niebezpieczeństwo. Jak mógł nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji takiego zachowania?
Powoli zaczynała żałować, że z nim tu przyjechała. Jej bezgraniczna radość ulotniła się w mgnieniu oka.
Sama wypiła trochę napoju, żeby się rozluźnić. Usiłowała opanować irytację na Salvatore’a, lecz kiepsko jej to wychodziło.
-Nie gniewaj się, Elenko. Nic się nie stanie, zaufaj mi.- zagadał do niej.
Ta prychnęła w ramach odpowiedzi.
-Jesteś bezmyślny! Pewnie Stefano ma cię po dziurki w nosie.- burknęła dumnie.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Zmieszana zerknęła kątem oka na Damona, który na moment spoważniał i zamyślił się dogłębnie. Nie chciała jednak dać mu satysfakcji, ugiąć się i przeprosić. Zasłużył sobie. Dlaczego to cholerne sumienie zawsze musiało wtrącić swoje trzy grosze? Zrobiło się jej go żal. Usiłowała nie dać tego po sobie poznać, lecz chyba zbytnio jej się to nie udawało.
-To znaczy… Wydaje mi się, że…- zaczęła próbować odkręcać swoje wypowiedziane słowa.
-Nie, Elena, okej. Nie jest mi przykro. Jestem czarną owcą w tej rodzinie. Nie mam uczuć. I tak, uwielbiam doprowadzać do furii Stefano.- powiedział z nonszalancją ponownie pijąc Burbona.
Brew Gilbertówny powędrowała ku górze. Zgrywał takiego złego, czy może raczej buntownika?
-Nie bądź śmieszny. Każdy coś czuje. Ty również.- zaprzeczyła ze stoickim spokojem.
Odpowiedział jej głuchy śmiech.
-Nie znasz mnie. Nie jestem bohaterem, żadnym supermanem, czy kimkolwiek dobrym. Jestem egoistą.- upierał się dalej.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Jakie masz relacje z bratem?- wypaliła znikąd.
Zdziwiła go tym.
-Gorszych nie można sobie wyobrazić.- pokazał gestem zdrowie i wypił resztki alkoholu.
-Dlaczego?- dociekała.
Nie wiedziała, czemu, ale jego życie zaczęło ją dziwnie intrygować.
-Po prostu się ‘nie lubimy’. Poza tym, on jest nudziarzem, męczennikiem, nie to co ja. Nie umie cieszyć się życiem.- mówił z nutką ironii w głosie.
-Na pewno chodzi o coś więcej. Pokłóciliście się?- wierciła mu dziurę w brzuchu.
Spoważniał. Spojrzał na nią z byka.
-Myślę, że za dużo chciałabyś wiedzieć, Eleno.- wysyczał rozzłoszczony.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- mruknął tajemniczo, lecz powoli odzyskiwał łagodny ton.
Nie odpowiedziała. Zrobiło jej się głupio. Zabrała się za konsumowanie swojego hot-doga. Damon uczynił podobnie.
Ten facet doprowadzał ją do szaleństwa. Nigdy nie spotkała nikogo podobnego. Nieziemsko przystojny, z klasą, ale i szalony chuligan. Te jego wybryki mogły się jednak kiedyś źle skończyć. Kto normalny pije, gdy kieruje pojazdem?
Niemniej jednak zastanawiała się, dlaczego on i Stefano tak bardzo się nie lubią. Przecież blondyn wydawał się być doprawdy sympatycznym chłopakiem. Damon to doprawdy osoba o niełatwym charakterze, lecz to chyba nie powód ich niezgody? Czuła, że musiało pójść o coś poważniejszego.
Przyglądała mu się kątem oka. Swoją drogą, całkiem miło z jego strony, że zabrał ją na przejażdżkę i wywiózł za miasto. Oczywiście, nie musiał „zapraszać” jej w tak pokręcony sposób. Nie przyznałaby się do tego głośno, lecz chyba to ją w nim kręciło- ta nieprzewidywalność. Zaraz, wróć… On wywiózł ją za miasto. Skąd znał tę knajpę, skoro mieszkał we Włoszech?
-Damon, skąd znasz to miejsce?- wypaliła nagle.
Spojrzał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Bywało się tu i tam.- puścił do niej oczko.
Brwi dziewczyny powędrowały ku górze. Zmrużyła oczy intensywnie się nad czymś zastanawiając.
-Powiedz mi jeszcze, że miałeś okazję być kiedyś w Mystic Falls?- spytała wypowiadając powoli każde słowo.
Zaśmiał się szczerze rozbawiony.
-Hm, możliwe, że kiedyś odwiedziłem to urocze miasteczko.- odparł z nutką sarkazmu.
-To znaczy, że znasz to miejsce?- bardziej pytanie, niż stwierdzenie.
-Trochę.- spoglądał uważnie na twarz brunetki.
-Czyli, że dałbyś sobie radę beze mnie i nie potrzebnie oprowadzałam cię po Mystic Falls?- niemalże wrzasnęła.
-Niezupełnie.- mrugnął oczkiem.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzła się w język. Od samego początku to wiedziała, ale ta informacja teraz uderzyła w nią jeszcze bardziej- zwiedzanie wioski było p r e t e k s t e m. To znaczy, że wpadła mu w oko? Pragnął spędzać z nią czas? Sprawić, by połączyła ich jakaś więź?
Nie umiała zebrać myśli.
Nagle drzwi knajpy otwarły się. Salvatore z zaciekawieniem odwrócił się, zwracając uwagę na nowo przybyłą postać. Jego mina zżęła. Pomrugał kilkakrotnie oczami, jakby chcąc przebudzić się ze snu. Owa osoba zaciekawiła i Elenę. Nastolatka zerkała to na kobietę, to na Damona i miała wrażenie, że bardzo dobrze się znają. Brunetka zmierzała w ich kierunku.
-Boże, Damon! To naprawdę ty!- pisnęła uradowana ściskając osłupionego mężczyznę.
-Tak, a któżby inny?- odparł dziwnie odległym tonem.
-Co ty tu robisz? Na jak długo przyjechałeś? Mieszkasz tu?- zasypywała go pytaniami.
-Wpadłem coś przekąsić z Eleną.- wskazał ruchem głowy na dziewczynę, która uśmiechnęła się słabo.- Nie, nie mieszkam. Muszę cię rozczarować, lecz długo nie będziesz mogła zachwycać się moją obecnością.- dodał z ironią.
-Dlaczego? I kto to jest?- nieznajoma <dla Gilbertówny> nie rozumiała, o co mu chodzi.
-Widzisz, wpadłem tu przejazdem z moją znajomą. Odstawię ją do domu i wyjeżdżam… Jak najdalej stąd.- odpowiedział z naciskiem na ostatnie zdanie.
Mina kobiety momentalnie spoważniała, jak i posmutniała jednocześnie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
-Wiesz przecież, że gdyby Phoebe nie…- zaczęła.
-Przestań.- uciął jej gwałtownie.- Nie obchodzi mnie, co by było ‘gdyby’. To się już stało i nie da się cofnąć czasu. Phoebe to przeszłość.- warknął szybko.- Nieistniejąca przeszłość…- mruknął pod nosem i z irytacją przełknął Burbona.
Brunetka zamilkła. Przez moment wpatrywała się z dziwnym rozżaleniem w Damona, a po chwili przeniosła wzrok na Gilbertównę.
-Ty jesteś Elena, tak? Ja jestem…- chciała się przedstawić.
-…osobą, którą nie trzeba zaprzątać sobie głowy.- wtrącił złośliwie Salvatore.
-…Isabella.- dokończyła ignorując mężczyznę.
-Miło mi.- wydusiła Elena, która czuła się bardzo nieswojo w zaistniałej sytuacji.
Do miejscówki zaczęło przybywać coraz to więcej ludzi. Niektórzy trzeźwi, niektórzy już lekko wstawieni. Właśnie zaczynała się tu imprezka. Ktoś z obsługi puścił głośną muzykę.
-Zatańczymy?- Isabella wyciągnęła dłoń do Damona w zapraszającym geście.
-Myślisz, że mam ochotę z tobą tańczyć?- warknął nieprzyjaźnie.
Kobieta po prostu pociągnęła go za rękę i już po chwili wirowali na parkiecie.
Gilbertówna tymczasem zastanawiała się nad tym, kim Isa była dla jej towarzysza. Kto to Phoebe? Dlaczego Damon stał się taki chłodny? Dostrzegała w jego oczach ból, który wyrażał złością. Widziała, że obecność Isabelli zniszczyła resztki jego dobrego humoru.
Popatrzyła na nich, gdy tańczyli. Ewidentnie była między nimi jakaś przepaść, przez którą nie potrafili przebrnąć. On nie potrafił…
~Damon~


Tańczył z Isabellą do jakiegoś wolnego utworu, który wymagał bliskości między partnerami. Kobieta uwiesiła mu się na szyję, a on objął ją w talii. Kołysali się w rytm muzyki. Atmosfera między nimi była bardzo napięta. Coś wisiało w powietrzu.
Damon nie zapomniał tego, co Isa uczyniła mu w przeszłości. Ma z nią zbyt wiele wspomnień. Może i więcej tych dobrych, ale jedno złe skreśliło wszystko. Poza tym to najlepsza przyjaciółka Phoebe. Obrazy w przeszłości mimowolnie przelatywały mu przez głowę. Wewnątrz czuł ogromny ból, którego nie dawał rady dźwigać, jednakże cały czas zachowywał pozory. W końcu to Damon Salvatore- wampir, który nic nie czuje, który bawi się uczuciami innych, który jest złośliwy, samolubny i arogancki, aż szpiku kości.
Tak naprawdę w nim kłębły się setki uczuć, których nie raz nie potrafi kontrolować. Gdy jest zły- działa pod wpływem impulsu, gdy szczęśliwy- wykorzystuje to na całego, gdy smutny- zapija alkoholem. Nie dawał jednak tego po sobie poznać.
Kobieta wykonała obrót i na powrót splotła mu ręce na szyi. Zajrzała mu głęboko w oczy.
-Przepraszam cię, Damon.- wyszeptała nagle.
Brunet myślał, że się przesłyszał. Po tylu latach ona go… Przeprosiła? Naprawdę zdołała to zrobić? Ale myślała, że to wystarczy, by jej wybaczył?
Czuł, jak coś nieznośnie kuło go w sercu. Naprawdę miał ochotę jej wybaczyć, ale w głowie pojawiła się jakaś bariera. Żal do niej był większy, niż się spodziewał.
-Liczysz, że będę teraz skakać z radości i raptownie o wszystkim zapomnę?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Wykonała kolejny, tym razem powolny obrót, po którym zbliżyła swoją twarz niebezpiecznie blisko twarzy Salvatore’a. Nim zdążył się zorientować, musnęła jego wargi swoimi. Pragnął się poddać, lecz nie potrafił. Nie z nią. To co kiedyś było między nimi, prysnęło, skończyło się już dawno. Poza tym, uczucie które łączyło jego i Isę, to nic w porównaniu do tego, które łączyło go z Phoebe. Nikt, już nigdy nie stał mu się równie bliski. Kochał ją, naprawdę, a Isabella… Kim ona była?
Odwrócił głowę odrywając się od jasnookiej, która tylko westchnęła ciężko.
-To zawsze będzie Phoebe, nieprawdaż?- stwierdziła pewna swojej racji.
Nie lubił rozmawiać o Phoebe, o Isabelli, o tym, co zdarzyło się w przeszłości. To co było, minęło, a swojej dawnej miłości i tak już nigdy nie spotka.
-Nie. Phoebe dla mnie nie istnieje. Tak jak i ty.- warknął powoli i dobitnie wypowiadając każde słowo.
 Dostrzegł w oczach Isy ból. Zabolały ją jego słowa. Ale po co miał kłamać? Obie go zraniły. Wracanie do przeszłości, wspominanie tego nic mu nie dawało, tylko jeszcze bardziej dołowało. Z biegiem lat nauczył się nie myśleć o Phoebe, żyć bez niej… O Isie zapomniał o wiele szybciej. Chował jednak do niej ogromny uraz.
-Wiesz, że Phoebe cię kochała, naprawdę. Ale Lukas… On ją zmienił… Ona zmieniła jego…- dukała przepełniona wielkimi emocjami.
-Gdyby mnie kochała, byłaby tu teraz ze mną.- wysyczał kryjąc ból.
-Mi również na tobie zależało…- szepnęła niemalże niedosłyszalnie.
-Mimo wszystko, oszukałaś mnie i zrobiłaś ze mnie skończonego idiotę. I tobie na mnie zależało?- spiorunował ją spojrzeniem, a głos mu się załamał.
-Przepraszam. Nigdy nie chciałam cię zranić…- powtórzyła, a po jej policzku popłynęła słona łza.
Nagle w Damonie coś pękło. Widział ją, taką płaczącą, przepraszającą, żałującą… I przepełniło go dziwne poczucie, wolności. Może wyrzucił z siebie swoje żale? Część go zrozumiała, że Isie na nim zależało? Nie wiedział, jednak wreszcie poczuł, że może raz na zawsze zerwać z przeszłością. Nie chciał do niej wracać, pragnął się uwolnić.
-Jeśli nie chciałabyś mnie zranić, nigdy byś tego nie zrobiła.- rzekł tonem ani poważnym, ani chłodnym, po prostu, swobodnym i obojętnym.
Wtem do jego uszu dotarł pisk, którego być może żaden śmiertelnik by nie usłyszał. Dobrze znał dźwięk tego głosu. Uwielbiał go. Ale teraz, ktoś był w tarapatach. Cały się spiął i wstrzymał oddech. Obrócił się za siebie i rozglądał się po sali. Przed oczami mignęła mu postać faceta, który  zaciągał drobną brunetkę na zaplecze. Jego brunetkę. Elenę.
~*~
Elena

Siedziała popijając drinka. Zrobiło jej się dziwnie smutno. Przez chwilę myślała, że Damon zabiega o jej względy. Chciała spędzić z nim ten dzień. Ciężko jej to przyznać, lecz lubiła towarzystwo Damona i to bardzo. Kręciła ją jego nieprzewidywalność, złośliwość, a nawet ta cholerna impulsywność. 
Gdy pojawiła się Isabella, coś w niej pękło. Poczuła się dziwnie, jak piąte koło u wozu. Stała się zazdrosna? Być może, choć to dziwne, w końcu ledwo się znają. Pojęła, że Salvatore już kiedyś kochał kogoś bardzo mocno i ktoś go zranił.
Wiedziała jednak, że jej o tym nie opowie. Przynajmniej nie teraz. To nie leżało w jego naturze.
Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś dłonie, które błądziły po jej talii. Zaniepokoiła się, a wręcz wystraszyła. Miała przeczucie, że to nie dłonie Damona, które wiecznie były zimne, dotykały inaczej. Zawsze od ich dotyku przechodziły ją dreszcze. Te natomiast to gorące, spocone łapy. Nieznajomy ścisnął ją tak mocno, że uniemożliwił jej obrót. Wystraszyła się nie na żarty. Chciała wrzasnąć, lecz mężczyzna zatkał jej usta, przez co tylko cicho pisnęła.
-Rób, co mówię, kochanie, a wszystko będzie dobrze. Wstań i chodź ze mną.- nakazał szorstkim, dziwnym głosem.
Przełknęła głośno ślinę. Serce łomotało jej jak oszalałe. Bała się jak jeszcze nigdy. Tylko tym razem to nie Damon, który stroi sobie głupie żarty, tylko prawdziwy napastnik! Błagała o wybawienie. Szturchała jakiś ludzi, lecz wszyscy byli zbyt pijani, by zdać sobie sprawę z powagi sytuacji. Do jej oczu wezbrały łzy. Prawie by go ugryzła, jednakże nie dała rady.
Wepchnął ją na zaplecze zatrzaskując drzwi. Popchnął ją tak, że wylądowała na podłodze. Obróciła się pospiesznie, by ujrzeć twarz faceta. Wyglądał niebezpiecznie. Włosy rude, tak jak i zarost. Oczy, które przepełnione były pożądaniem i złowrogością, dogłębnie ciemne. Dyszał uśmiechając się do nastolatki przebiegle.
-Bądź grzeczna, kiciu. Będzie ci się podobać.- zaśmiał się głucho.
Rzucił się na Elenę, rozpinając jej rozporek. Zaczął pospiesznie ściągać spodnie. Próbowała go kopać, ale on jej to skutecznie blokował. Był silniejszy niż przypuszczała, a co gorsza, pijany. Zaczęła krzyczeć „Nie!, Nie! Zostaw!”, lecz ten zachłannie wpił się w jej usta. To nie czuły pocałunek, lecz brutalny, najgorszy w jej życiu.
Wtem drzwi z hukiem otworzyły się. Ktoś wparował do środka jak burza. Zdjął z Eleny napastnika i zaczął obijać mu twarz. Dziewczyna spojrzała na swojego wybawcę. Nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi- Damon. Wymierzył rudzielcowi jeszcze jeden cios w twarz i ten padł na podłogę. Kopał go bezlitośnie w brzuch i wymierzył kopniaka w szczękę. Gwałciciel krwawił, zwijał się z bólu, wyglądał, jakby nie żył.
Roztrzęsiona nastolatka wstała podchodząc do bruneta. Położyła mu dłoń na ramieniu.
-Damon, możesz już przestać.- wydyszała ciężko.
Ten jednak nie raczył jej słuchać.
-Damon, zaraz go zabijesz!- uniosła się widząc, że nie może go powstrzymać.
Mężczyzna obrócił się do niej z chęcią mordu wymalowaną na twarzy. Gdy spojrzała w jego oczy czuła, jak wraca jej spokój i że ma szczęście, iż ma takiego opiekuna jak Salvatore.
-Czy ty wiesz, co on mógł ci zrobić?! Zabić go to mało. Powinien zdychać łajdak w katuszach.- nie kontrolował gniewu.
Elena uśmiechnęła się do niego pobłażliwie. Pogładziła dłonią jego policzek. Widziała, że się uspokajał.
-Ale nie zrobił, dzięki tobie.- wyszeptała z wdzięcznością.
Zmiękł całkowicie. Westchnął ciężko zaglądając jej w oczy.
-Dobrze. Więc idź do łazienki, ochłoń trochę, a ja zrobię z nim porządek.- rzekł łagodnie.
Zmierzyła go spojrzeniem. Czuła, że mówi prawdę. Nic mu nie zrobi. Zaufała mu. Opuściła magazyn i udała się do toalety.
~*~
Damon

Gdy dziewczyna wyszła, mężczyzna popatrzył z niesmakiem na napastnika. Kopnął go jeszcze raz w brzuch, a potem w twarz. I tak uważał, że to za mała kara.
Ukląkł przy nim, brutalnie chwycił go za podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy.
-Wstaniesz, wyjdziesz stąd i pójdziesz do domu. Nikomu nie powiesz o tym, co tu zaszło. A jeśli kiedykolwiek będziesz napastował jakąkolwiek dziewczynę, bądź też dobierzesz się do Eleny, masz iść się zabić. Rozumiesz?- wykorzystywał moc zauroczenia.
Facet pokiwał twierdząco głową. Z olbrzymim trudem stanął na nogi i ciągle przewracając się wyszedł z knajpy.
Salvatore oparł się o ścianę. Nadal nie mógł ochłonąć. Gdy zobaczył, co ten łajdak robi Elenie, miał ochotę go zabić i gdyby nie interwencja dziewczyny, pewnie by to zrobił. Był zły sam na siebie, że zostawił Gilbertównę i poszedł tańczyć z Isabellą. Jego biedna Elenka, musiała dzisiaj tyle wycierpieć, przez głupotę z strony Damona. Gdyby ten rudzielec ją skrzywdził, od razu urwałby mu głowę.
Nie rozumiał swojego zachowania i tego, że przejmuje się śmiertelniczką. Nawet nie chciał tego pojąć. Najważniejsze, że Elenie nic już nie groziło, że zdążył na czas.
-Jestem gotowa. Możemy iść.- oznajmiła opierając się o framugę drzwi.
Wyszli z knajpy. Brunet szedł przodem. Pragnął jak najszybciej odstawić dziewczynę do domu, aby była bezpieczna. Dzisiaj przeżyła wystarczająco wiele.
-Damon- zawołała za nim.
Zatrzymał się i odwrócił. Z zaciekawieniem zerknął na towarzyszkę.
-Powiedziałeś dzisiaj, że nie jesteś bohaterem, tylko egoistą. A mimo to uratowałeś mnie. Zatroszczyłeś się o mnie. Zachowałeś się jak na prawdziwego bohatera przystało.- rzekła pogodnie usatysfakcjonowana Gilbertówna.
Brew mężczyzny powędrowała ku górze. Zaśmiał się lekko.
-Od czasu do czasu zdarza mi się dzień dobroci dla zwierząt.- spojrzał na nią znacząco.
Ta zachichotała na jego słowa.
-A więc, panie egoisto, dziękuję za uratowanie mi życia.- ukłoniła się.
Damon podszedł do niej nonszalanckim krokiem. Stale się uśmiechał. Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho, badając jej twarz.
-Nie chciałabyś tego zapomnieć?- wypalił nagle lekko ochrypłym głosem.
Zauważył, że zdziwiła się na te słowa.
-Nie. Dzięki temu wiem, że jest ktoś, na kim mogę polegać.- odparła szeptem.
Nawiązali kontakt wzrokowy. Salvatore podziwiał piękno oczu Gilbertówny. Były jak czekolada. Idealnie piękne.
Pogładził ją po policzku. Chciał wymazać jej te wspomnienia z pamięci, ale dobrze, że pozwolił jej zadecydować. Dobrze się stało. Zapewne zdobył u niej jakiegoś plusika.
-A teraz zapinaj kask i wskakuj. Odwiozę cię do domu. Wystarczająco dzisiaj strachu się najadłaś.- puścił do niej oczko.

Wsiedli na motocykl, zapięli kaski i ruszyli przed siebie.