niedziela, 27 października 2013
piątek, 26 lipca 2013
ROZDZIAŁ III „A czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich proporcjach klasą i szaleństwem?”
Rozdział z dedykacją dla Anonimki, która w niedzielę obchodziła urodziny. Przepraszam, że NN nie ukazała się, ale przekroczyłam limit... Usiłowałam dodać u kumpeli lecz niestety coś poszło nie tak ;/
Kochana, a więc spóźnione wszystkiego najlepszego ;*
Miłego czytania!
ROZDZIAŁ
III
„A
czymże jest prawdziwa męskość, jeśli nie wymieszanymi w odpowiednich
proporcjach klasą i szaleństwem?”
~Elena~
Młoda Gilbertówna uniosła powieki. Przeciągnęła się
głośno ziewając. Promyki słońca wpadały przez szybę do jej pokoju. Bardzo
dobrze jej się spało. Czuła się ponadto wypoczęta.
Odgarnąwszy kosmyk włosów z czoła podniosła się do
pozycji siedzącej. Zerknęła na swojego iPhone sprawdzając godzinę. Dochodziła
dziesiąta. Powoli docierało do niej, że chyba właśnie ominęło ją rodzinne
śniadanie. Zawsze w soboty jadali wszyscy razem.
Pospiesznie wstała z łóżka. Nawet nie nałożyła
kapci, tylko szybciutko zbiegała po schodach, stukając przy tym niemiłosiernie.
Wparowała do kuchni, gdzie siedzieli jej opiekunowie wraz z malutką
siostrzyczką. Uśmiechnęła się do nich przymilnie, ukazując przy tym dwa rzędy
swoich śnieżnobiałych ząbków. Pokornie zbliżyła się do swojej matki całując ją
w policzek. Tak samo uczyniła i z ojcem i Niną. Spoczęła na krześle chichocząc
nerwowo.
-Mogliście mnie obudzić… Przepraszam, spałam jak
kamień.- wydukała spokojnie.
-Słonko, jest sobota. Należało ci się po całym
tygodniu harówki.- Miranda posłała córce wyrozumiały uśmiech.
Gilbertówna zaczęła zajadać gofra.
-Skoro już tu jesteś, weź gazetę. Słyszałaś o tym,
co się stało?- ojciec podał Elenie do ręki gazetę.
Nastolatka rzuciła okiem na nagłówek artykułu „Brutalne morderstwo w Mystic Girll”.
O mało co, a zakrztusiłaby się kawałkiem posiłku.
Zaczęła czytać dalej.
„W
miejscowym barze Mystic Grill, dnia 19.05. br. znaleziono zwłoki młodej
dziewczyny. Ciało nastolatki odkryto wczoraj w nocy, w damskiej toalecie.
Została zraniona w szyję, zupełnie, jakby ktoś chciał ją rozerwać. Policja
podejrzewa morderstwo, prawdopodobnie z rąk mafii. Kto stoi za dokonaną
zbrodnią? Czy w okolicy pojawił się seryjny zabójca? Czy powinniśmy się
obawiać?
A.B”
Gilbertówna nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Przecież to niemożliwe. Była wczoraj w tym lokalu.
Wypuściła głośno powietrze z płuc. Zrobiło jej się
słabo.
-Byłam tam wczoraj z Damonem…- wymamrotała jakby do
siebie.
-Boże, kochanie, dobrze, że tobie nic się nie stało.
Nie wiadomo, kto to uczynił. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać, dobrze?-
mama zaczęła się zamartwiać.
-Oczywiście…- mruknęła nadal oszołomiona.
-Myślę, że pan Damon będzie chętny do opieki nad
tobą.- wtrącił z uśmieszkiem tata.
Nastolatka wytrzeszczyła w popłochu oczy. Damon.
Przecież pamięta, jak wracał z toalety, gdy ona go szukała. Ale to przecież
niemożliwe… Nie było go tylko chwilę. Dlaczego niby miałby ją zamordować? W
końcu nikogo tu nie zna, a bynajmniej tak twierdzi. Z nadmiaru emocji serce
zaczęło walić jej jak oszalałe. Jest dupkiem, to fakt, lecz trudno jej uwierzyć
w to, że mógłby kogoś zabić. Gdyby chciał się tego dopuścić, czyż nie trafiłoby
to na nią?
Odgoniła od siebie natarczywe myśli. Wiedziała, że
to nie on, lecz w głębi duszy, coś mówiło jej, że to prawda… Nie wierzyła w to
jednak i szybko uspokoiła się.
-Jak się bawiłaś z Damonem?- wypaliła zaintrygowana
Nina, dziwnie poważnym i tajemniczym tonem.
-Nie było tak tragicznie, jak to sobie wyobrażałam.-
odparła od niechcenia.
-Nie skrzywdził cię?- drążyła dalej.
-Nie. A dlaczego miałby mnie skrzywdzić?- Elena
zrobiła się podejrzliwa.
-Nina, daj spokój, naoglądałaś się za dużo filmów.
Nie każdy nowo poznany mężczyzna musi być złym do szpiku draniem.- skarciła
córeczkę mama.
Szatynka zamilkła. Gilbertówna czuła, że coś jest
nie tak, lecz nie zamierzała drążyć tematu. Swoją drogą, Damon to drań. Nie
wiedziała jednak, jak bardzo zły.
Podziękowała za śniadanie, po czym udała się do
swojej sypialni. Pospiesznie nałożyła na siebie czerwony top oraz czarne,
wąskie jeansy. Weszła do łazienki, gdzie umyła zęby, rozczesała włosy i
nałożyła na siebie lekki makijaż. Oparła się o umywalkę. Na moment zastanowiła
się, co robi Damon, lecz szybko skarciła się za tę myśl. Powinna udać się do Gwen
i Caroline.
~Damon~
Bruneta obudziły czułe pocałunki składane mu w usta.
Otwarł oczy. Ujrzał uśmiechniętą, dziewczęcą twarz. Mimowolnie i jego wargi
wykrzywiły się w uśmieszku. Objął brązowowłosą w talii przyciągając do siebie.
Pocałował ją namiętnie. Brązowooka aż jęknęła pod wpływem wszechogarniającej ją
rozkoszy.
-Byłeś nieziemski.- wymruczała przygryzając płatek
jego ucha.
-Wiem, ślicznotko.- zaśmiał się lekko.
Odsunął ją od siebie siadając na łóżku. Rozciągnął
się i spojrzał na komórkę. Nikt się do niego nie dobijał. Szkoda. Miał
nadzieję, że ktoś, może…
Towarzyszka zaczęła masować mu plecy. Bardzo
przyjemne odczucie. Zaczęła muskać wargami jego skórę. Starała się mu dogodzić
na wszelkie możliwe sposoby. Nie potrafiła mu się oprzeć, a on wiedział jak
działa na kobiety, a ich reakcja zawsze go zadowalała. Tylko jedna stale mu się
opierała.
-Dobrze ci tak?- spytała zatroskana.
-Owszem, Eleno.- odparł niekontrolowanie.
-Elena? Damon, jestem Vicki.- skarciła go
naburmuszona.
Miał ochotę pacnąć się w głowę. Dlaczego powiedział
na nią Elena? Dlatego, że właśnie o niej myślał. Przecież nie może stawiać mu
się w nieskończoność. Jak to możliwe, że nie wzbudza w niej żadnych emocji? To
niemożliwe. Musi ją pociągać, choć w minimalnym stopniu.
-Wiem, piękna. Wybacz.- ujął jej podbródek skradając
ulotny pocałunek, który załagodził wszystko.
Po wczorajszym spotkaniu z Gilbertówną musiał się
jakoś odstresować. Zobaczył młodą Donovan, zagadał do niej, zabrał do siebie,
zauroczył, nakarmił i uprawiał seks. Nie mógł za bardzo narzekać, w łóżku była
całkiem, całkiem. Krew również smakowała nie najgorzej.
-Co dzisiaj będziemy robić?- wymruczała kusząco.
-Wiesz…- powiedział wstając.- Zgłodniałem.- posłał
jej znaczące spojrzenie, po czym ujął jej dłoń i szybko przyciągnął ją do
siebie.
Zanurzył kły w tętnicy Vickim, która cicho wrzasnęła
z bólu. Jak nie skorzystać z takiej okazji?
Pił i pił, aż w końcu stwierdził, że czas przestać.
Skończył karmienie, a jego twarz na powrót przybrała normalny wyraz. Spojrzał w
oczy bardzo osłabionej Donovan gładząc ją po policzku i uśmiechając się
łobuzersko.
-A teraz kochanie szybciuteńko się ubierzesz,
zapomnisz o tym, co się tu wydarzyło i wyjdziesz z tego domu, jasne?-
wykorzystywał moc zauroczenia.
Pokiwała twierdząco głową. Zrobiła tak jak jej
nakazał.
On natomiast naciągnął na siebie jeansy i zszedł na
dół. Pokierował się do barku, z którego wyjął whiskey. Nalał sobie do szklanki
i zaczął delektować się jej smakiem. Dzień zaczął się dla niego wyśmienicie.
Myślał, że będzie tak przez cały czas, lecz do salonu wkroczył Stefano. Z miną
mordercy rzucił przed bratem gazetę. Damon przewrócił oczami zerkając na
nagłówek „Brutalne morderstwo w Mystic Grill”. Przeczytał szybko artykuł.
Prychnął głośno wracając do picia. Oczywiście, to jego sprawka, lecz nie miał
jakiś wyrzutów sumienia, czy coś. Twierdził, że nie ma uczuć i tego się
trzymał.
-Masz mi coś do powiedzenia?- rzekł tonem surowego
ojca.
Brunet spojrzał na niego z uniesioną brwią.
-Oczywiście, że nie. Laska nie żyje i już.- mruknął
popijając alkohol.
-Przeczytałeś, co pisze dalej? „ZRANIONA W SZYJĘ”.
To nie jest zabawne, Damon. Zabiłeś ją i powinieneś ponieść tego konsekwencje.-
warknął srogo.
-O, bracie, jeszcze chwila, a staniesz się tak
przekonywujący, że zacznę się ciebie bać.- odparł z ironią.
-Mam z tobą same problemy. Jak tak bardzo chcesz,
żeby cię zdemaskowano, to może od razu idź, wystaw się, zdejmij pierścień i
przy wszystkich spal się na słońcu?- naprawdę był zdenerwowany.
-Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą. Nie bulwersuj
się tak, braciszku. Złość piękności szkodzi.- puścił mu oczko.
-Jeśli się nie opamiętasz i jeszcze raz odstawisz
taką szopkę, znikasz z Mystic Falls, rozumiemy się?- podszedł do starszego
Salvatore’a mierząc go groźnym spojrzeniem.
Chyba tym razem blondyn wygrał. Brunet wiedział, że
musi się opanować, bo źle to się skończy. Zaklął w duchu. Czas przystopować.
-Oczywiście, po co ta agresja?- zaśmiał się
młodszemu bratu prosto w twarz.- Nie licz jednak, że przestawię się na
wiewiórki. Miałbym strach, że kiedyś zbiorą się w grupę i mnie pogryzą, w
ramach zemsty.- nie obył się bez sarkazmu.
Wyminął Stefano i wrócił do sypialni. Nałożył na
siebie czarny sweterek i ułożył włosy w artystyczny nieład. Przebrał spodnie na
skórzane. Postanowił wypełnić misję specjalną- przekonać do siebie Elenę.
~Elena~
Dziewczyna chodziła z Caroline i Gwen po mieście.
Opowiedziała im po krótce, co wczoraj się wydarzyło. Oczywiście, nie mogła
pominąć kwestii pocałunku. Napomknęła coś o morderstwie, lecz nie mówiła o
swoich dziwnych przeczuciach.
Usiadły na schodach przed jakimś sklepem. Gwen
wyjęła z torebki paczkę papierosów. Gilbertówna spojrzała na nią krytycznym
wzrokiem. Jej przyjaciółka pali jak głupia od jakiegoś roku. Nie, żeby jej to
przeszkadzało, ale ona się od tego uzależniła.
-Car, chcesz?- blondynka pokiwała przecząco głową.-
Może ty, Elena?- zachęcała ją.
Brunetka popatrzyła na paczkę szlug. Cóż, w sumie
czemu nie? Już nie raz z nią paliła, a wtedy miała dziwną ochotę na
odstresowanie się. Wzięła więc jednego. Blondynka dała jej zapalniczkę i po
chwili już obie delektowały się używką.
Gwen zwierzyła się, że Stefano zaprosił ją na
nadchodzący bal. Elena była zadowolona, że nowy sąsiad posłuchał jej rady.
Uważała, że Otie i Salvatore świetnie ze sobą wyglądają.
Caroline zaczęła ponownie nawiązywać, do tematu
Gilbertówny i Damona. Wtedy akurat wszystkie ujrzały, jak przez miasto pędzi na
ścigaczu bardzo dobrze zbudowany mężczyzna. Elenie przez moment wydawało się,
że na nią spojrzał, lecz to pewnie tylko złudzenie. Jak mogła to widzieć, skoro
nałożył kask?
Gdy spalono papierosy, dziewczęta pokierowały się do
kawiarni, gdzie przy kawie wdały się w różne pogawędki. Potem wszystkie
rozeszły się w swoją stronę.
Gilbertówna szła ulicą. Po chwili skręciła w jakiś
zaułek, chcąc szybciej dość do domu. Panowała tu niebezpieczna cisza.
Nastolatka wystraszyła się, gdy coś zaszeleściło w worku ze śmieciami. Okazało
się, że to tylko myszka, która podreptała do swojej norki. Brunetka nie lubiła
tędy chodzić, ale cóż miała poradzić?
Szła tak, kiedy nagle poczuła oddech na karku. Nie
zdążyła się odwrócić, gdyż ktoś silną dłonią zatkał jej usta, a na oczy nałożył
jej przepaskę. Serce waliło jej jak oszalałe. Czuła, jakby płonęła, przez
szybko krążącą w niej krew. Pomyślała, że to ten seryjny morderca, który zabił
kogoś w Grillu. Gdzieś ją prowadził. Usiłowała go ugryźć, lecz widocznie ów
sprawca nic sobie z tego nie robił. Kopała, usiłowała wrzeszczeć, lecz to na
marne. Była zdruzgotana. Strach zawładnął jej umysłem. Wolała umrzeć teraz,
zaraz, natychmiast, niż ginąć w katuszach z rąk jakiegoś psychopaty. Błagała o
wybawienie.
Wtem dotarło do niej, że właśnie stanęli. Bała się,
jak nigdy. A co, jeśli to naprawdę jej koniec?
Wtem napastnik odetkał jej usta i zdjął z oczu
opaskę. Żyła. Nadal znajdowała się na dworze, oddychała świeżym powietrzem.
Przypomniała sobie jednak, że typ stoi blisko niej. Obróciła się szybko w jego
stronę i to, kogo ujrzała sprawiło, że na moment zapomniała, jak się oddycha.
Wydawało jej się, że serce przestało jej bić. Wytrzeszczyła w popłochu oczy.
Nogi się pod nią ugięły. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Z jednej strony
czuła niewyobrażalną ulgę, a z drugiej szok i gniew. Co to miało właściwie
znaczyć?!
-Damon, ty skończony idioto!- wrzasnęła najgłośniej
jak tylko potrafiła, wyładowując przy tym nieco swoją złość.
-Mi też miło cię widzieć, uroczo złoszcząca się,
Eleno.- odparł zupełnie niewzruszony, ba! Wręcz zadowolony!
-Co ty wyprawiasz? Chcesz, żebym zawału przez ciebie
dostała?!- krzyknęła ciągle zirytowana.
-Mam oryginalne sposoby, na zapraszanie kogoś, na
jazdę motocyklem.- cwaniacko unosił brwi.
-Głupku, jeśli myślisz, że…- zaczęła, lecz po chwili
dotarło do niej, co powiedział jej towarzysz.- Co ty powiedziałeś?- spytała
zszokowana.
-Odwróć się.- nakazał.
Zobaczyła za sobą piękny motocykl wyścigowy. Ten
sam, którego już dzisiaj ujrzała. Pomrugała kilkakrotnie oczami. Brakło jej
słów, a przede wszystkim sił. Damon zaskakiwał ją na każdym kroku. Czy to
naprawdę przekleństwo, że od początku ich znajomości musi ją straszyć?
Nim zdążyła się zorientować, delikatnie objął ją w
talii. Gdy ją dotknął, czuła się tak, jakby poraził ją prąd, lecz w bardzo
przyjemny sposób.
-Miałem nadzieję, że… Będziesz miała ochotę się ze
mną przejechać.- wymruczał jej kusząco do ucha.
Jego głos spowodował, że zadrżała. Uwielbiała ten
ton i sposób, w jaki wypowiada słowa. Na chwilę straciła nad sobą panowanie.
-Pewnie.- wymsknęło jej się cichutko.
Wtedy brunet
wyminął ją, lecz zdążył chwycić ją za dłoń. Usiadł na motorze, a Elena
za nim. Oboje zapięli kask.
Delikatnie ujął jej dłonie i położył na swoim
swetrze, na torsie.
-Trzymaj się mocno.- nakazał.
Objęła go więc tak, jak zażądał.
-Gotowa?- spytał.
Oczywiście, Gilbertównie zaczął wracać zdrowy
rozsądek i zaklęła w duchu, że tak łatwo dała mu się ponieść. Naszła ją masa
wątpliwości i miała ochotę się wycofać.
-Damon, to chyba nie jest dobry pomysł. Może lepiej
zsiądę, bo co jeśli…- zaczęła nawijać.
Gdy ona tak gadała, on z piskiem opon ruszył przed
siebie. Dziewczyna pisnęła pod wpływem tak nagłego wejścia w sporą prędkość.
Salvatore stale przyspieszał. Czuła, jak adrenalina stale w niej rośnie. Nie
wierzyła, że właśnie jedzie na ścigaczu z nowym (bardzo przystojnym i chamskim
jednocześnie) sąsiadem.
-Ufasz mi?- wypalił nagle.
Ledwo go usłyszała.
Zawahała się przed odpowiedzią. Przecież prawie
wcale go nie znała, ale… Gdyby mu nie ufała, czy pędziłaby z nim na motocyklu?
-Tak!- odparła głośno.
-W takim razie trzymaj się naprawdę mocno!- rzekł
rozkazującym tonem.
Jak się okazało, przód motoru został uniesiony ku
górze. Dopiero po chwili dotarło do dziewczyny, że jadą na jednym kole! To
chyba jedno z jej najwspanialszych przeżyć!
O dziwo strach zniknął tak szybko jak się pojawił.
Teraz przepełniała ją euforia. Gdyby mogła, krzyczałaby z radości. Adrenalina
nieustannie krążyła w jej żyłach.
Motocykl opadł i znowuż jechali normalnie, lecz z o
wiele większym tempem. Nie ukrywała, podobało jej się to. Zresztą, komu by się
nie podobało?
Pędzili tak na przód, aż w końcu zatrzymali się przy
jakieś knajpce za miastem.
Gilbertówna zdjęła kask uśmiechając się szeroko. Nie
mogła przestać się uśmiechać. Czuła się tak, jakby został zdjęty z niej wielki
głaz i zaczęła żyć pełnią życia. Czuła się po prostu wolna.
-I jak wrażenia?- spytał Damon, który z zadowoleniem
przyglądał się twarzy dziewczyny ściągając ochronę z głowy.
-To było…- szukała odpowiednich słów.- To było
najwspanialsze i najbardziej emocjonujące z dotychczasowych przeżyć.- odparła w
końcu z wielką radością.
-I o to mi chodziło.- nie krył satysfakcji.- A teraz
chodź, pewnie zgłodniałaś.- pokazał jej swoją rękę, którą miała ująć.
Spojrzała na niego z lekkim wahaniem. Przeszywał ją
wzrokiem, przez co zarumieniła się. Bezgraniczne szczęście pozwoliło jej na
odrobinę szaleństwa. Objęła go pod rękę, po czym wkroczyli do knajpy.
To miejsce zdecydowanie różniło się od ich Grilla.
Wystrój był bardziej starodawny. Wpasowywał się w styl dawnych nowojorskich
miejscówek.
Usiedli przy barze. Elena już miała zamawiać, gdy
towarzysz wszedł jej w słowo.
-Dwa razy Burbona i dwa razy hot-doga.- rzucił do kelnera, nie zwracając uwagi na
mordercze spojrzenie brunetki.
-Damon, oszalałeś? Ty prowadzisz! Chcesz jechać po
pijanemu? I to w dodatku ze mną?!- skarciła go jadowitym szeptem.
-Spokojnie, maleńka. Jeden kieliszek w tę, czy we w
tę, co za różnica? Mam mocną głowę. W każdym razie, na pewno mocniejszą od
ciebie.- puścił jej oczko i upił łyk zawartości zamówionego alkoholu.
Nastolatka nie mogła uwierzyć, że właśnie to zrobił.
Wykazał się wielką nieodpowiedzialnością i lekkomyślnością. Co on sobie
wyobrażał? Narażał ich oboje na niebezpieczeństwo. Jak mógł nie zdawać sobie
sprawy z konsekwencji takiego zachowania?
Powoli zaczynała żałować, że z nim tu przyjechała.
Jej bezgraniczna radość ulotniła się w mgnieniu oka.
Sama wypiła trochę napoju, żeby się rozluźnić.
Usiłowała opanować irytację na Salvatore’a, lecz kiepsko jej to wychodziło.
-Nie gniewaj się, Elenko. Nic się nie stanie, zaufaj
mi.- zagadał do niej.
Ta prychnęła w ramach odpowiedzi.
-Jesteś bezmyślny! Pewnie Stefano ma cię po dziurki
w nosie.- burknęła dumnie.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co
powiedziała. Zmieszana zerknęła kątem oka na Damona, który na moment spoważniał
i zamyślił się dogłębnie. Nie chciała jednak dać mu satysfakcji, ugiąć się i
przeprosić. Zasłużył sobie. Dlaczego to cholerne sumienie zawsze musiało
wtrącić swoje trzy grosze? Zrobiło się jej go żal. Usiłowała nie dać tego po
sobie poznać, lecz chyba zbytnio jej się to nie udawało.
-To znaczy… Wydaje mi się, że…- zaczęła próbować
odkręcać swoje wypowiedziane słowa.
-Nie, Elena, okej. Nie jest mi przykro. Jestem
czarną owcą w tej rodzinie. Nie mam uczuć. I tak, uwielbiam doprowadzać do
furii Stefano.- powiedział z nonszalancją ponownie pijąc Burbona.
Brew Gilbertówny powędrowała ku górze. Zgrywał
takiego złego, czy może raczej buntownika?
-Nie bądź śmieszny. Każdy coś czuje. Ty również.-
zaprzeczyła ze stoickim spokojem.
Odpowiedział jej głuchy śmiech.
-Nie znasz mnie. Nie jestem bohaterem, żadnym
supermanem, czy kimkolwiek dobrym. Jestem egoistą.- upierał się dalej.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
-Jakie masz relacje z bratem?- wypaliła znikąd.
Zdziwiła go tym.
-Gorszych nie można sobie wyobrazić.- pokazał gestem
zdrowie i wypił resztki alkoholu.
-Dlaczego?- dociekała.
Nie wiedziała, czemu, ale jego życie zaczęło ją
dziwnie intrygować.
-Po prostu się ‘nie lubimy’. Poza tym, on jest
nudziarzem, męczennikiem, nie to co ja. Nie umie cieszyć się życiem.- mówił z
nutką ironii w głosie.
-Na pewno chodzi o coś więcej. Pokłóciliście się?-
wierciła mu dziurę w brzuchu.
Spoważniał. Spojrzał na nią z byka.
-Myślę, że za dużo chciałabyś wiedzieć, Eleno.-
wysyczał rozzłoszczony.- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- mruknął
tajemniczo, lecz powoli odzyskiwał łagodny ton.
Nie odpowiedziała. Zrobiło jej się głupio. Zabrała
się za konsumowanie swojego hot-doga. Damon uczynił podobnie.
Ten facet doprowadzał ją do szaleństwa. Nigdy nie
spotkała nikogo podobnego. Nieziemsko przystojny, z klasą, ale i szalony
chuligan. Te jego wybryki mogły się jednak kiedyś źle skończyć. Kto normalny
pije, gdy kieruje pojazdem?
Niemniej jednak zastanawiała się, dlaczego on i
Stefano tak bardzo się nie lubią. Przecież blondyn wydawał się być doprawdy
sympatycznym chłopakiem. Damon to doprawdy osoba o niełatwym charakterze, lecz
to chyba nie powód ich niezgody? Czuła, że musiało pójść o coś poważniejszego.
Przyglądała mu się kątem oka. Swoją drogą, całkiem
miło z jego strony, że zabrał ją na przejażdżkę i wywiózł za miasto.
Oczywiście, nie musiał „zapraszać” jej w tak pokręcony sposób. Nie przyznałaby
się do tego głośno, lecz chyba to ją w nim kręciło- ta nieprzewidywalność.
Zaraz, wróć… On wywiózł ją za miasto. Skąd znał tę knajpę, skoro mieszkał we
Włoszech?
-Damon, skąd znasz to miejsce?- wypaliła nagle.
Spojrzał na nią z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Bywało się tu i tam.- puścił do niej oczko.
Brwi dziewczyny powędrowały ku górze. Zmrużyła oczy
intensywnie się nad czymś zastanawiając.
-Powiedz mi jeszcze, że miałeś okazję być kiedyś w
Mystic Falls?- spytała wypowiadając powoli każde słowo.
Zaśmiał się szczerze rozbawiony.
-Hm, możliwe, że kiedyś odwiedziłem to urocze
miasteczko.- odparł z nutką sarkazmu.
-To znaczy, że znasz to miejsce?- bardziej pytanie,
niż stwierdzenie.
-Trochę.- spoglądał uważnie na twarz brunetki.
-Czyli, że dałbyś sobie radę beze mnie i nie
potrzebnie oprowadzałam cię po Mystic Falls?- niemalże wrzasnęła.
-Niezupełnie.- mrugnął oczkiem.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ugryzła się w
język. Od samego początku to wiedziała, ale ta informacja teraz uderzyła w nią
jeszcze bardziej- zwiedzanie wioski było p r e t e k s t e m. To znaczy, że
wpadła mu w oko? Pragnął spędzać z nią czas? Sprawić, by połączyła ich jakaś
więź?
Nie umiała zebrać myśli.
Nagle drzwi knajpy otwarły się. Salvatore z
zaciekawieniem odwrócił się, zwracając uwagę na nowo przybyłą postać. Jego mina
zżęła. Pomrugał kilkakrotnie oczami, jakby chcąc przebudzić się ze snu. Owa
osoba zaciekawiła i Elenę. Nastolatka zerkała to na kobietę, to na Damona i
miała wrażenie, że bardzo dobrze się znają. Brunetka zmierzała w ich kierunku.
-Boże, Damon! To naprawdę ty!- pisnęła uradowana
ściskając osłupionego mężczyznę.
-Tak, a któżby inny?- odparł dziwnie odległym tonem.
-Co ty tu robisz? Na jak długo przyjechałeś?
Mieszkasz tu?- zasypywała go pytaniami.
-Wpadłem coś przekąsić z Eleną.- wskazał ruchem głowy
na dziewczynę, która uśmiechnęła się słabo.- Nie, nie mieszkam. Muszę cię
rozczarować, lecz długo nie będziesz mogła zachwycać się moją obecnością.-
dodał z ironią.
-Dlaczego? I kto to jest?- nieznajoma <dla
Gilbertówny> nie rozumiała, o co mu chodzi.
-Widzisz, wpadłem tu przejazdem z moją znajomą.
Odstawię ją do domu i wyjeżdżam… Jak najdalej stąd.- odpowiedział z naciskiem
na ostatnie zdanie.
Mina kobiety momentalnie spoważniała, jak i
posmutniała jednocześnie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.
-Wiesz przecież, że gdyby Phoebe nie…- zaczęła.
-Przestań.- uciął jej gwałtownie.- Nie obchodzi
mnie, co by było ‘gdyby’. To się już stało i nie da się cofnąć czasu. Phoebe to
przeszłość.- warknął szybko.- Nieistniejąca przeszłość…- mruknął pod nosem i z
irytacją przełknął Burbona.
Brunetka zamilkła. Przez moment wpatrywała się z
dziwnym rozżaleniem w Damona, a po chwili przeniosła wzrok na Gilbertównę.
-Ty jesteś Elena, tak? Ja jestem…- chciała się
przedstawić.
-…osobą, którą nie trzeba zaprzątać sobie głowy.-
wtrącił złośliwie Salvatore.
-…Isabella.- dokończyła ignorując mężczyznę.
-Miło mi.- wydusiła Elena, która czuła się bardzo
nieswojo w zaistniałej sytuacji.
Do miejscówki zaczęło przybywać coraz to więcej
ludzi. Niektórzy trzeźwi, niektórzy już lekko wstawieni. Właśnie zaczynała się
tu imprezka. Ktoś z obsługi puścił głośną muzykę.
-Zatańczymy?- Isabella wyciągnęła dłoń do Damona w
zapraszającym geście.
-Myślisz, że mam ochotę z tobą tańczyć?- warknął
nieprzyjaźnie.
Kobieta po prostu pociągnęła go za rękę i już po
chwili wirowali na parkiecie.
Gilbertówna tymczasem zastanawiała się nad tym, kim
Isa była dla jej towarzysza. Kto to Phoebe? Dlaczego Damon stał się taki
chłodny? Dostrzegała w jego oczach ból, który wyrażał złością. Widziała, że
obecność Isabelli zniszczyła resztki jego dobrego humoru.
Popatrzyła na nich, gdy tańczyli. Ewidentnie była
między nimi jakaś przepaść, przez którą nie potrafili przebrnąć. On nie
potrafił…
~Damon~
Tańczył z Isabellą do jakiegoś wolnego utworu, który
wymagał bliskości między partnerami. Kobieta uwiesiła mu się na szyję, a on
objął ją w talii. Kołysali się w rytm muzyki. Atmosfera między nimi była bardzo
napięta. Coś wisiało w powietrzu.
Damon nie zapomniał tego, co Isa uczyniła mu w
przeszłości. Ma z nią zbyt wiele wspomnień. Może i więcej tych dobrych, ale
jedno złe skreśliło wszystko. Poza tym to najlepsza przyjaciółka Phoebe. Obrazy
w przeszłości mimowolnie przelatywały mu przez głowę. Wewnątrz czuł ogromny
ból, którego nie dawał rady dźwigać, jednakże cały czas zachowywał pozory. W
końcu to Damon Salvatore- wampir, który nic nie czuje, który bawi się uczuciami
innych, który jest złośliwy, samolubny i arogancki, aż szpiku kości.
Tak naprawdę w nim kłębły się setki uczuć, których
nie raz nie potrafi kontrolować. Gdy jest zły- działa pod wpływem impulsu, gdy
szczęśliwy- wykorzystuje to na całego, gdy smutny- zapija alkoholem. Nie dawał
jednak tego po sobie poznać.
Kobieta wykonała obrót i na powrót splotła mu ręce
na szyi. Zajrzała mu głęboko w oczy.
-Przepraszam cię, Damon.- wyszeptała nagle.
Brunet myślał, że się przesłyszał. Po tylu latach
ona go… Przeprosiła? Naprawdę zdołała to zrobić? Ale myślała, że to wystarczy,
by jej wybaczył?
Czuł, jak coś nieznośnie kuło go w sercu. Naprawdę
miał ochotę jej wybaczyć, ale w głowie pojawiła się jakaś bariera. Żal do niej
był większy, niż się spodziewał.
-Liczysz, że będę teraz skakać z radości i raptownie
o wszystkim zapomnę?- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Wykonała kolejny, tym razem powolny obrót, po którym
zbliżyła swoją twarz niebezpiecznie blisko twarzy Salvatore’a. Nim zdążył się
zorientować, musnęła jego wargi swoimi. Pragnął się poddać, lecz nie potrafił.
Nie z nią. To co kiedyś było między nimi, prysnęło, skończyło się już dawno.
Poza tym, uczucie które łączyło jego i Isę, to nic w porównaniu do tego, które
łączyło go z Phoebe. Nikt, już nigdy nie stał mu się równie bliski. Kochał ją,
naprawdę, a Isabella… Kim ona była?
Odwrócił głowę odrywając się od jasnookiej, która
tylko westchnęła ciężko.
-To zawsze będzie Phoebe, nieprawdaż?- stwierdziła
pewna swojej racji.
Nie lubił rozmawiać o Phoebe, o Isabelli, o tym, co
zdarzyło się w przeszłości. To co było, minęło, a swojej dawnej miłości i tak
już nigdy nie spotka.
-Nie. Phoebe dla mnie nie istnieje. Tak jak i ty.-
warknął powoli i dobitnie wypowiadając każde słowo.
Dostrzegł w
oczach Isy ból. Zabolały ją jego słowa. Ale po co miał kłamać? Obie go zraniły.
Wracanie do przeszłości, wspominanie tego nic mu nie dawało, tylko jeszcze
bardziej dołowało. Z biegiem lat nauczył się nie myśleć o Phoebe, żyć bez niej…
O Isie zapomniał o wiele szybciej. Chował jednak do niej ogromny uraz.
-Wiesz, że Phoebe cię kochała, naprawdę. Ale Lukas…
On ją zmienił… Ona zmieniła jego…- dukała przepełniona wielkimi emocjami.
-Gdyby mnie kochała, byłaby tu teraz ze mną.-
wysyczał kryjąc ból.
-Mi również na tobie zależało…- szepnęła niemalże
niedosłyszalnie.
-Mimo wszystko, oszukałaś mnie i zrobiłaś ze mnie
skończonego idiotę. I tobie na mnie zależało?- spiorunował ją spojrzeniem, a
głos mu się załamał.
-Przepraszam. Nigdy nie chciałam cię zranić…-
powtórzyła, a po jej policzku popłynęła słona łza.
Nagle w Damonie coś pękło. Widział ją, taką
płaczącą, przepraszającą, żałującą… I przepełniło go dziwne poczucie, wolności.
Może wyrzucił z siebie swoje żale? Część go zrozumiała, że Isie na nim
zależało? Nie wiedział, jednak wreszcie poczuł, że może raz na zawsze zerwać z
przeszłością. Nie chciał do niej wracać, pragnął się uwolnić.
-Jeśli nie chciałabyś mnie zranić, nigdy byś tego
nie zrobiła.- rzekł tonem ani poważnym, ani chłodnym, po prostu, swobodnym i
obojętnym.
Wtem do jego uszu dotarł pisk, którego być może
żaden śmiertelnik by nie usłyszał. Dobrze znał dźwięk tego głosu. Uwielbiał go.
Ale teraz, ktoś był w tarapatach. Cały się spiął i wstrzymał oddech. Obrócił
się za siebie i rozglądał się po sali. Przed oczami mignęła mu postać faceta,
który zaciągał drobną brunetkę na
zaplecze. Jego brunetkę. Elenę.
~*~
Elena
Siedziała popijając drinka. Zrobiło jej się dziwnie
smutno. Przez chwilę myślała, że Damon zabiega o jej względy. Chciała spędzić z
nim ten dzień. Ciężko jej to przyznać, lecz lubiła towarzystwo Damona i to
bardzo. Kręciła ją jego nieprzewidywalność, złośliwość, a nawet ta cholerna
impulsywność.
Gdy pojawiła się Isabella, coś w niej pękło. Poczuła
się dziwnie, jak piąte koło u wozu. Stała się zazdrosna? Być może, choć to
dziwne, w końcu ledwo się znają. Pojęła, że Salvatore już kiedyś kochał kogoś
bardzo mocno i ktoś go zranił.
Wiedziała jednak, że jej o tym nie opowie.
Przynajmniej nie teraz. To nie leżało w jego naturze.
Z zamyślenia wyrwały ją czyjeś dłonie, które
błądziły po jej talii. Zaniepokoiła się, a wręcz wystraszyła. Miała przeczucie,
że to nie dłonie Damona, które wiecznie były zimne, dotykały inaczej. Zawsze od
ich dotyku przechodziły ją dreszcze. Te natomiast to gorące, spocone łapy. Nieznajomy
ścisnął ją tak mocno, że uniemożliwił jej obrót. Wystraszyła się nie na żarty.
Chciała wrzasnąć, lecz mężczyzna zatkał jej usta, przez co tylko cicho pisnęła.
-Rób, co mówię, kochanie, a wszystko będzie dobrze.
Wstań i chodź ze mną.- nakazał szorstkim, dziwnym głosem.
Przełknęła głośno ślinę. Serce łomotało jej jak
oszalałe. Bała się jak jeszcze nigdy. Tylko tym razem to nie Damon, który stroi
sobie głupie żarty, tylko prawdziwy napastnik! Błagała o wybawienie. Szturchała
jakiś ludzi, lecz wszyscy byli zbyt pijani, by zdać sobie sprawę z powagi
sytuacji. Do jej oczu wezbrały łzy. Prawie by go ugryzła, jednakże nie dała
rady.
Wepchnął ją na zaplecze zatrzaskując drzwi. Popchnął
ją tak, że wylądowała na podłodze. Obróciła się pospiesznie, by ujrzeć twarz
faceta. Wyglądał niebezpiecznie. Włosy rude, tak jak i zarost. Oczy, które
przepełnione były pożądaniem i złowrogością, dogłębnie ciemne. Dyszał
uśmiechając się do nastolatki przebiegle.
-Bądź grzeczna, kiciu. Będzie ci się podobać.-
zaśmiał się głucho.
Rzucił się na Elenę, rozpinając jej rozporek. Zaczął
pospiesznie ściągać spodnie. Próbowała go kopać, ale on jej to skutecznie
blokował. Był silniejszy niż przypuszczała, a co gorsza, pijany. Zaczęła
krzyczeć „Nie!, Nie! Zostaw!”, lecz ten zachłannie wpił się w jej usta. To nie
czuły pocałunek, lecz brutalny, najgorszy w jej życiu.
Wtem drzwi z hukiem otworzyły się. Ktoś wparował do
środka jak burza. Zdjął z Eleny napastnika i zaczął obijać mu twarz. Dziewczyna
spojrzała na swojego wybawcę. Nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi- Damon.
Wymierzył rudzielcowi jeszcze jeden cios w twarz i ten padł na podłogę. Kopał
go bezlitośnie w brzuch i wymierzył kopniaka w szczękę. Gwałciciel krwawił,
zwijał się z bólu, wyglądał, jakby nie żył.
Roztrzęsiona nastolatka wstała podchodząc do
bruneta. Położyła mu dłoń na ramieniu.
-Damon, możesz już przestać.- wydyszała ciężko.
Ten jednak nie raczył jej słuchać.
-Damon, zaraz go zabijesz!- uniosła się widząc, że
nie może go powstrzymać.
Mężczyzna obrócił się do niej z chęcią mordu
wymalowaną na twarzy. Gdy spojrzała w jego oczy czuła, jak wraca jej spokój i
że ma szczęście, iż ma takiego opiekuna jak Salvatore.
-Czy ty wiesz, co on mógł ci zrobić?! Zabić go to
mało. Powinien zdychać łajdak w katuszach.- nie kontrolował gniewu.
Elena uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.
Pogładziła dłonią jego policzek. Widziała, że się uspokajał.
-Ale nie zrobił, dzięki tobie.- wyszeptała z
wdzięcznością.
Zmiękł całkowicie. Westchnął ciężko zaglądając jej w
oczy.
-Dobrze. Więc idź do łazienki, ochłoń trochę, a ja
zrobię z nim porządek.- rzekł łagodnie.
Zmierzyła go spojrzeniem. Czuła, że mówi prawdę. Nic
mu nie zrobi. Zaufała mu. Opuściła magazyn i udała się do toalety.
~*~
Damon
Gdy dziewczyna wyszła, mężczyzna popatrzył z
niesmakiem na napastnika. Kopnął go jeszcze raz w brzuch, a potem w twarz. I
tak uważał, że to za mała kara.
Ukląkł przy nim, brutalnie chwycił go za podbródek i
zmusił do spojrzenia w oczy.
-Wstaniesz, wyjdziesz stąd i pójdziesz do domu.
Nikomu nie powiesz o tym, co tu zaszło. A jeśli kiedykolwiek będziesz
napastował jakąkolwiek dziewczynę, bądź też dobierzesz się do Eleny, masz iść
się zabić. Rozumiesz?- wykorzystywał moc zauroczenia.
Facet pokiwał twierdząco głową. Z olbrzymim trudem
stanął na nogi i ciągle przewracając się wyszedł z knajpy.
Salvatore oparł się o ścianę. Nadal nie mógł
ochłonąć. Gdy zobaczył, co ten łajdak robi Elenie, miał ochotę go zabić i gdyby
nie interwencja dziewczyny, pewnie by to zrobił. Był zły sam na siebie, że
zostawił Gilbertównę i poszedł tańczyć z Isabellą. Jego biedna Elenka, musiała
dzisiaj tyle wycierpieć, przez głupotę z strony Damona. Gdyby ten rudzielec ją
skrzywdził, od razu urwałby mu głowę.
Nie rozumiał swojego zachowania i tego, że przejmuje
się śmiertelniczką. Nawet nie chciał tego pojąć. Najważniejsze, że Elenie nic
już nie groziło, że zdążył na czas.
-Jestem gotowa. Możemy iść.- oznajmiła opierając się
o framugę drzwi.
Wyszli z knajpy. Brunet szedł przodem. Pragnął jak
najszybciej odstawić dziewczynę do domu, aby była bezpieczna. Dzisiaj przeżyła
wystarczająco wiele.
-Damon- zawołała za nim.
Zatrzymał się i odwrócił. Z zaciekawieniem zerknął
na towarzyszkę.
-Powiedziałeś dzisiaj, że nie jesteś bohaterem,
tylko egoistą. A mimo to uratowałeś mnie. Zatroszczyłeś się o mnie. Zachowałeś
się jak na prawdziwego bohatera przystało.- rzekła pogodnie usatysfakcjonowana
Gilbertówna.
Brew mężczyzny powędrowała ku górze. Zaśmiał się
lekko.
-Od czasu do czasu zdarza mi się dzień dobroci dla
zwierząt.- spojrzał na nią znacząco.
Ta zachichotała na jego słowa.
-A więc, panie egoisto, dziękuję za uratowanie mi
życia.- ukłoniła się.
Damon podszedł do niej nonszalanckim krokiem. Stale
się uśmiechał. Odgarnął jej kosmyk włosów za ucho, badając jej twarz.
-Nie chciałabyś tego zapomnieć?- wypalił nagle lekko
ochrypłym głosem.
Zauważył, że zdziwiła się na te słowa.
-Nie. Dzięki temu wiem, że jest ktoś, na kim mogę
polegać.- odparła szeptem.
Nawiązali kontakt wzrokowy. Salvatore podziwiał
piękno oczu Gilbertówny. Były jak czekolada. Idealnie piękne.
Pogładził ją po policzku. Chciał wymazać jej te
wspomnienia z pamięci, ale dobrze, że pozwolił jej zadecydować. Dobrze się
stało. Zapewne zdobył u niej jakiegoś plusika.
-A teraz zapinaj kask i wskakuj. Odwiozę cię do
domu. Wystarczająco dzisiaj strachu się najadłaś.- puścił do niej oczko.
Wsiedli na motocykl, zapięli kaski i ruszyli przed
siebie.
sobota, 1 czerwca 2013
ROZDZIAŁ II "Czas nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania."
ROZDZIAŁ II
Czas
nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania.
~Elena~
Dzień w szkole był strasznie monotonny. Niezwykle
się dłużył. Może przez to, że dziś już piątek? Planowała dobrze wykorzystać
nadchodzący wieczór. Dobra imprezka z Gwen, albo wypad do jakiegoś klubu dobrze
jej zrobi. Na widok książek zbierało jej się na wymioty. Miała dość nauki,
której przybywało stanowczo za wiele.
Dzisiejszą atrakcją w szkole stał się Stefano
Salvatore, nowy uczeń, którego zdążyła poznać wczoraj, wraz z jego zbzikowanym
bratem. Na wspomnienie o brunecie wywróciła oczami. Wystraszył ją prawie na śmierć
w tym magazynie. Naprawdę dziwny z niego koleś. Stefano wydaje się tym
normalnym.
Właśnie miała z nim ostatnią lekcję, historię.
Nauczyciel bardzo przynudzał, ale podobno niedługo miejsce pana Tarrnera miał
zastąpić nowy profesor. Oby lepszy.
Blondyn siedział w sąsiedniej ławce. Zerknęła w jego
stronę. Zauważyła, że się jej przyglądał. Mimowolnie uśmiechnęła się.
Sympatyczny chłopak. Zagadywał do niej na przerwach, wytłumaczył zadanie z
fizyki. Polubiła go. Może się zaprzyjaźnią? Stwierdziła, że tworzyliby zgrany
duet. Odpowiedzialny, przyjacielski, dobrze mu z oczu patrzy. Takiego
przyjaciela ze świecą szukać. Tym bardziej mogliby przez to zbliżyć się z Gwen…
Przyjaciółka Gilbertówny nie spuszczała dziś wzroku
z Młodszego Salvatore’a. Trochę ze sobą rozmawiali. Brunetka przypuszczała, że
nie długo czas zacząć misję „swatka”. Znała Gwen zbyt wiele lat, by nie zauważyć,
w jaki sposób spogląda na Stefano.
Wtem coś mignęło jej przed oczami. Spojrzała na
blondyna, który niby to słuchał wykładu nauczyciela. Potem przeniosła wzrok na
swoją ławkę, na której leżał liścik. Brew dziewczyny powędrowała ku górze.
Dyskretnie rozwinęła kawałek papieru wczytując się w treść.
„Słyszałem,
że za tydzień jest bal… Pomyślałem, że może moglibyśmy pójść razem? Czekaj,
spróbuję bardziej oficjalnie. Droga Eleno Gilbert, czy zaszczycisz mnie swym
towarzystwem na szkolnym balu? Liczę na pozytywną odpowiedź .”
S.S”
Tym całkowicie zaskoczył Elenę. Nie spodziewała się,
że wyjdzie z taką inicjatywą. Nie mogła z nim iść, a powody były następujące:
1. Zawiodłaby Gwen 2. Obiecała towarzystwo Tylerowi.
Zdezorientowana przygryzła wargę. Fakt, wolałaby
przetańczyć wieczór z Stefano, niż z Tylerem, jednak chciała być lojalna wobec
Otie. Mały diabełek w główce nakłaniał ją do skorzystania z zaproszenia, lecz
postanowiła, że odmówi. Delikatnie i taktownie, żeby go nie urazić.
Wydarłszy kawałek papieru z zeszytu zaczęła na nim
pisać.
Wybacz,
Stefano, lecz obiecałam Tylerowi, że z nim pójdę. Myślę, że powinieneś zaprosić
Gwen. Zapewne z chęcią się zgodzi.
E.G
Ostrożnie podała liścik Salvatore’owi. Kątem oka
obserwowała go. Chłopak widocznie posmutniał. Uśmiechnął się słabo. Rzucił
Gilbertównie odpowiedź.
„Okej,
rozumiem. Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej… Zapewne zaprosiłbym Cię jako
pierwszy.”
Po przeczytaniu słów brunetka tylko pokręciła głową
chichocząc lekko. Nie oddała mu kolejnej karteczki. Wolała przestać brnąć w ten
temat. Poza tym, delikatnie zasugerowała mu swą przyjaciółkę. Twierdziła, że
doskonale by ze sobą wyglądali.
W końcu w szkole rozbrzmiał upragniony dzwonek.
Uczniowie poderwali się z miejsc. Brązowooka pospiesznie opuściła salę. W sumie
to chciała uniknąć rozmowy z Salvatore’em. Musiała trzymać go na dystans, gdyż
czuła, że nastolatek może o niej pomyśleć „poważniej”.
W mig oka znalazła się przed szkołą. Odetchnęła z
ulgą, lecz jak się okazało, za wcześnie.
Zauważyła czarne, sportowe BMW stojące przed szkołą.
Na masce auta siedział nieziemsko przystojny mężczyzna, odziany cały w czerń.
Jego seksapil podkreślały włoskie okulary. Wzrok wszystkich przechodniów, a
szczególnie dziewcząt spoczął na brunecie. Młodzież szemrała coś pod nosem
zachwycając się nowo przybyłym. Może i Elenę by zachwycił, lecz ona znała tego
Żigolaka. To Damon Salvatore, brat Stefano.
Pomyślała, że przyjechał po brata. Nie zwróciła więc
na niego uwagi. Ruszyła w kierunku domu.
Jej kiszki grały marsza. Brzuszek domagał się jedzenia. Przyspieszyła
kroku. Łudziła się, że gdy tylko wparuje do domu talerz z obiadem będzie czekał
na nią na stole.
Wtem usłyszała, że ktoś ją woła. Zaklęła pod nosem.
Odwróciła się w kierunku tej osoby. Brew dziewczyny powędrowała ku górze.
Damon. Tego się nie spodziewała.
-Elena, czekaj!- ponownie zawołał podchodząc do
niej.
Stanął bardzo blisko niej. Ściągnął okulary. Przeszył
ją przyjemny dreszcz, gdy spojrzała w te piękne oczy.
-Słucham?- spytała zdziwiona.
-Może teraz oprowadzisz mnie po miasteczku?-
uśmiechnął się szelmowsko.
Brązowooka wywróciła oczami. A więc nie przyjechał
po Stefano.
-Nie. Jestem g ł o d n a. Marzę tylko o tym, by
znaleźć się już w domu, więc przepraszam, ale po raz kolejny jestem zmuszona ci
odmówić.- posłała mu złośliwy uśmieszek, po czym zgrabnie go wyminęła.
Nie odeszła jednak daleko, gdyż mężczyzna chwycił ją
za rękę i obrócił ku sobie tak, że lekko oparła się o jego klatkę piersiową
dłońmi.
-Podwiozę cię.- rzekł tonem niewyrażającym sprzeciwu.
-Nie musisz, naprawdę, lepiej będzie, jak…- zaczęła.
Uciszył ją przykładając palec do jej ust, czym
totalnie zbił ją z pantałyku. Czy on nie pozwalał sobie na odrobinę za wiele?
-Podwiozę cię.- powtórzył, zupełnie ignorując jej
poprzednią wypowiedź.
Normalnie to zaczęłaby się z nim kłócić, ale
naprawdę konała z głodu. Zjadłaby konia z kopytami. Dzięki niemu szybciej
znajdzie się w domu.
Wywróciła więc tylko oczami i wsiadła do samochodu
Salvatore’a, który wygodnie usadowił się na miejscu kierowcy na ponów
zakładając okulary. Gilbertówna czuła na sobie wzrok uczniów. Zastanawiała się,
do czego jest jej to potrzebne? Zapewne jutro cała szkoła będzie huczeć od
plotek.
A zresztą, jak chcą niech mówią. Uniosła dumnie ku
górze podbródek, po czym odjechali z parkingu z piskiem opon.
Serce dziewczyny zabiło szybciej. Lubiła ten
przypływ adrenaliny, a przede wszystkim kochała sportowe auta. Czuła się
niesamowicie, jakby teraz mogła góry przenosić.
Z uśmiechem na ustach wytłumaczyła Damonowi, gdzie
dokładnie mieszka.
-A gdy zjesz obiad oprowadzisz mnie po Mystic
Falls?- drążył dalej.
Zachichotała.
-To coś w rodzaju zapłaty za podwózkę, tak?-
spojrzała się na niego z diablikami w oczach.
Uśmiechnął się łobuzersko.
-Oczywiście, że nie. Ale jeśli w twoim mniemaniu
„zapłata” miałaby sprawić, że jednak trochę ze mną pospacerujesz, to tak, to
jest zapłata.- Ukazał rząd swych śnieżnobiałych zębów.
Prychnęła.
-Muszę cię rozczarować. Wydaje mi się, że dzisiaj j
e s z c z e nie mam czasu i ochoty. Może innym razem.- odparła z nutką ironii.
Chłopak pokiwał lekko głową. Nigdy nie spotkał
bardziej upartej dziewczyny.
Niedługo potem dojechali pod dom Gilbertówny. Brunet
zaparkował auto. Wysiadłszy z niego otworzył, jak prawdziwy dżentelmen,
drzwiczki Elenie. Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka.
-A więc dozo…- chciała się pożegnać.
-Ee, nie tak szybko.- wszedł jej w słowo.
Uniosła ku górze jedną brew.
Usta niebieskookiego wykrzywiły się w nonszalanckim
uśmiechu. Wziął przewodniczącą samorządu pod rękę. Odprowadził ją pod drzwi.
Zadzwonił do drzwi, czym totalnie zszokował Elenę. O co mu chodziło? Nie musiał
zgrywać przy niej takiego dobrze wychowanego chłopczyka, bo i tak wiedziała, że
nim nie jest. Czuła, że chodziło mu o coś zupełnie innego.
Drzwi otworzyła Miranda, która zobaczywszy córkę z
chłopakiem oniemiała. Dotychczas żaden z jej sympatii nie był tak nieziemsko
przystojny, jak ten, który właśnie posyłał jej przymilny uśmieszek.
-Witam. Jestem Damon Salvatore, nowy mieszkaniec
Mystic Falls. Podwiozłem pańską córkę do domu.- nie przestawał się uśmiechać.
Kobieta pomrugała kilkakrotnie oczami.
-Miło mi, panie Damonie.- zachichotała lekko.
Brunet ujął dłoń matki Gilbertówny i ucałował ją
delikatnie. Potem zerknął na nią swymi oczętami, przez co totalnie zmiękła.
Lena obserwowała to bardzo uważnie i podejrzliwie. Miała ochotę pacnąć go w
głowę, a przy okazji i siebie, za swoją głupotę. Po co dała mu się podwieźć?
-Proszę wejść. Może zje pan z nami?- brązowooka o
mało co, a zakrztusiłaby się własną ślina.
-Bardzo chętnie.- zgodził się uradowany, przez co
młoda Gilbertówna zbulwersowała się nie na żarty.- Ah i nie pan, po prostu
Damon. Aż taki stary nie jestem.- puścił oczko do Mirandy.
Pewny siebie przekroczył próg z bezradną Eleną pod
ręką. Dziewczyna oczywiście wyrwała mu się. Weszła do kuchni i ucałowała ojca w
policzek. Usiadła zrezygnowana na krześle, a po chwili weszli do kuchni
zaangażowani w rozmowę Salvatore z mamą nastolatki, która na ten widok
przekręciła oczami. Nie lubiła takich gierek.
Grayson zlustrował młodziana spojrzeniem. Nie
przypominał sobie, żeby go kiedyś spotkał.
-Grayson, zobacz, to nasz nowy sąsiad, Damon
Salvatore.- pisnęła zadowolona kobieta.
-Miło mi pana poznać.- rzekł uprzejmie brunet
ściskając dłoń mężczyźnie.
-Mi również.- odchrząknął, lecz po chwili uśmiechnął
się miło.
-Damon zje z nami obiad.- oznajmiła pogodnie.
Elena zmroziła Salvatore’a spojrzeniem, na co on
tylko uśmiechnął się złośliwie. Dlaczego się tak jej uczepił? Co ona mu, do
diaska, zrobiła? Po co ją tu podwiózł? Z jednej strony marzyła, by dał jej
spokój, a z drugiej zapragnęła częściej się z nim widywać, za co skarciła się w
myślach.
Miranda podała obiad, którym była pizza. Wszyscy
zaczęli delektować się jej smakiem. Tylko brunet wydawał się niewzruszony
pokarmem.
-A więc… Skąd pochodzisz?- zagadnęła rodzicielka
Gilbertówny.
-Z Włoch. Przeprowadziłem się tu wraz z bratem.-
odpowiedział spokojnie.
-Rozumiem… A gdzie mieszkacie?- ciekawość ją
zżerała.
-W pensjonacie.- odparł.
Zapanowała cisza. Do kuchni zeszła mała Nina, która
obserwowała nowego gościa z przymrużonymi oczami. Pokiwała główką, jakby coś
chciała sobie z niej wybić, jednakże nadal zachowywała się dziwnie. Podeszła do
Damona patrząc mu w oczy. Wystraszyła się go, niemalże odskoczyła od młodziana,
który wydawał się być zdezorientowany jej postępkiem. Dziewczynka wtuliła się w
Elenę zerkając na bruneta ze strachem, ale i złością.
Siostra pogłaskała malutką po włosach próbując ją
uspokoić, choć nie rozumiała jej zachowania.
-Coś się stało?- spytała zatroskana, ale i
zaciekawiona.
Dziewuszka nie odpowiedziała, pokiwała tylko
przecząco główeczką i mocniej wtuliła się w nastolatkę, która wyraźnie wyczuła,
że mała się boi. Boi Damona. A może raczej wstydzi?
-Chodź choruszko, poczytam ci bajki.- wzięła ją na
ręce wychodząc z pomieszczenia.
Weszła po schodach na górę, a w pokoiku najmłodszej
Gilbertówny położyła ją do łóżka przykrywając kołdrą. Usiadła obok niej
przyglądając się uważnie.
-Powiedz, coś jest nie tak? Wstydzisz się Damona?-
spytała troskliwie.
-Nie…Ja…On…- dukała nie potrafiąc złożyć zdania w
logiczną całość.
Wtem do pokoiku wkroczyła roześmiana Miranda z
Salvatore’em u boku. Momentalnie spoważniała, lecz uśmiech nie zniknął z jej
twarzy. Zlustrowała Elenę spojrzeniem splatając ręce na piersiach.
-Słyszałam, że nie chcesz oprowadzić Damona po
miasteczku.- wzrok wyrażający chęć mordu sparaliżował nastolatkę, która
zarumieniła się lekko.
-Nie miałam czasu.- mruknęła niechętnie.
-To teraz go znajdziesz i pójdziesz z Damonem.-
dziewczyna wybałuszyła oczy.
Zszokowała ją. Do czego posunął się brunet, aby tak
przypodobać się mamie? Nie miała pojęcia. Starczył tylko urok osobisty, kilka
komplementów i jakiś tani żarcik?
-Chciałam poczytać Ninie…- zaczęła się wymigiwać.
-Ja jej poczytam, a ty idź. W tej chwili.- wygnała
ją stanowczo mama.
Brunetka niechętnie podniosła się z miejsca. Nie
obdarzyła Salvatore’a ani jednym spojrzeniem. Po prostu bez słowa wyminęła go.
Słyszała tylko, że schodzi za nią po schodach. Rozzłoszczona wyszła z domu.
Świeże powietrze pobudziło jej umysł do myślenia. Facet zaczynał ją irytować.
Wpraszał się do jej domu, owinął sobie matkę wokół palca, a ona miała być na
każde jego skinienie?
Usłyszała zamknięcie drzwi. Wyszedł.
Podszedł do niej. Czuła jego oddech na swoim
karku. Obróciła się mierząc go groźnym
spojrzeniem. Nie lubiła być do czegoś zmuszana, ani robić tego, co ktoś jej
karze. Miała po dziurki w nosie niebieskookiego sąsiada.
-Co to ma znaczyć? Podpuszczasz moją mamę, żebym
gdzieś z tobą poszła? Jesteś nienormalny?- warknęła nie potrafiąc zachować
spokoju.
-Inaczej byś ze mną nie poszła.- stwierdził
posyłając jej łobuzerski uśmieszek.
Prychnęła. Nienawidziła takiego nachalstwa.
-Masz rację. I nikt nie powiedział, że gdziekolwiek
z tobą pójdę.- wysyczała przez zaciśnięte zęby, obróciła się i zaczęła
pospiesznie iść.
Damon dorównał jej kroku.
-Ty może ze mną nie, ale ja z tobą owszem.- spojrzał
na nią znacząco.
No tak. Gdzie ruszy się ona, tam ruszy się i
chłopak.
Przystanęła wypuszczając powietrze. Może powinna się
zgodzić i mieć to już za sobą?
Przyjrzała mu się uważnie. Zbyt pewny siebie,
arogancki, nonszalancki cwaniaczek, który uważa, że wszystko mu się należy.
Prychnęła wywracając oczami. „Oprowadzi” go po
miasteczku i nigdy więcej się nie spotkają.
-A więc, gdzie chcesz iść?- posłała mu przymilny
uśmieszek.
-Może do jakieś knajpy?- wypalił nagle.
Wiedziała już, gdzie iść. Kontynuowała więc marsz
hardo patrząc przed siebie. Kątem oka dostrzegła, że brunet przygląda jej się z
rozbawieniem, ale i zaintrygowaniem. Nie miała zamiaru tego skomentować, jednak
sama po chwili parsknęła śmiechem. Chwilami zachowywała się irracjonalnie, ale
była naprawdę rozdrażniona.
Elena spojrzała na towarzysza. Towarzyszył mu
uwodzicielski uśmieszek. Każdą dziewczynę lustrował wzrokiem od góry do dołu.
Czuła, że z tej znajomości może nie wyniknąć nic dobrego. Było w nim coś
takiego, co przyciągało ją do niego, ale i odpychało jednocześnie. Jakby
strach… Zbyt wielkie… Niebezpieczeństwo?
Pokiwała głową próbując wybić sobie z niej uporczywe
przeczucie.
Dotarli do Mystic Grill, tutejszego baru. Nadal
podenerwowana Elena zajęła miejsce przy barze. Dosiadł się do niej rozbawiony
Salvatore. Gilbertówna zerknęła na niego kątem oka. Grzeszył urodą i to bardzo,
lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Dla niej nie. Pragnęła jak
najszybciej znaleźć się w domu. To dziwne, lecz czuła, jak chłód i przeraźliwa
pustka otaczają ją z każdej strony. Jakby przekroczyła jakąś barierę.
Barman podszedł do pary. Wyraźnie ucieszył się na
widok dziewczyny.
-Elena, cześć. Co podać?- popatrzył na nią z
rozmarzeniem.
-Hej, Matt. Um… Burbona.- zamówiła puszczając mu
oczko.
-Dla mnie to samo.- odezwał się męski, aksamitny
głos.
Wtem Donovan dostrzegł bruneta. Posłał przyjaciółce
zdziwione spojrzenie, na co ta tylko wywróciła oczami.
-Matt, to jest nowy sąsiad, Damon. Damon, to mój
przyjaciel Matt.- przedstawiła od niechcenia.
-Cześć.- wyjąkał po chwili z lekka skołowany Matt.
Damon parsknął pogardliwym śmiechem.
-Myślałem, że do klientów zwraca się na ‘pan’.-
rzucił oskarżycielsko.- Również Burbona, Mutt.- zamówił źle wymawiając jego
imię.
-Matt.- poprawił go.
-Mutt, Matt… Jeden pies.- machnął ręką wbijając wzrok
w jakąś przechodzącą dziewczynę.
Gilbertówna miała ochotę spłonąć ze wstydu. Szatyn
to jej były chłopak, a Damon zlekceważył go i zadrwił. Jak śmiał? Matt mimo
wszystko ciągle jest jej przyjacielem i nie może słuchać, jak ktoś rzuca na
niego takie obelgi.
Zmroziła go rozgniewanym spojrzeniem. Doprowadzał ją
do szału.
Chwilę później barman przyniósł im zamówione napoje
i szybko oddalił się od pary.
Nastolatka przechyliła szklankę opróżniając jej
zawartość. Usłyszała, jak towarzysz siedzący obok się śmieje. Popatrzyła na
niego z niezrozumieniem. Ten tylko upił łyka napoju.
-Masz tempo, Lenko.- wyszeptał puszczając jej oczko.
Zaśmiała się, nawet serdecznie.
-A co? Myślisz, że dziewczyna nie potrafi?- to
zabrzmiało jak wyzwanie.
Zamyślił się na moment, lecz zaraz potem uśmiechnął
się łobuzersko.
-Tak. Tak właśnie myślę.- odparł.
-Ah tak? Zobaczymy. Matt, chodź tu.- zawołała swego
eks.- Polewaj nam. Do pełna. Zobaczymy, kto tu jest słaby.- uśmiechnęła się
diabolicznie.
Widocznie zaczęła się rozluźniać i czuć coraz
swobodniej w towarzystwie Damona. Nie oznacza to jednak wcale, że przestał
działać jej na nerwy.
Oboje ujęli szklanki w dłonie, po czym na znak głową
Gilbertówny zaczęli opróżniać ich zawartość. Gdy Elena skończyła pić, Damon
odstawił już naczynię na blat.
Brunetce zaczęło z lekka kręcić się w głowie. Chyba
przesadziła z tempem, jednakże nie czuła się źle, wręcz przeciwnie. Mogłaby
powiedzieć wszystko o wszystkim każdemu i zrobić takie cuda, jakich nigdy by na
trzeźwo nie zrobiła. Pomrugała kilkakrotnie oczami uśmiechając się szeroko.
-Niezły jesteś.- przyznała z nutką podziwu.
Usłyszała głuchy śmiech.
-Lata praktyki.- szepnął zadziornie.
-A więc… Pijemy dalej.- zarządziła, a Donovan po raz
kolejny nalał Burbonu.
~*~
Damon
Elena nie zdawała sobie sprawy, że Damon ma bardzo,
bardzo mocną głowę, jakoż, że nie jest kimś normalnym. Dlatego też mężczyzna z
ubawieniem przyglądał się upijającej towarzyszce. Naprawdę go intrygowała.
Bardzo uparta, zawzięta, ale i zwariowana. Lubiła się bawić i czuć tę dawkę adrenaliny.
W jakimś stopniu go kręciła, ale nie chciał się w to za bardzo wkręcać.
Teraz martwiło go to, że zgłodniał. I to bardzo.
Najchętniej wpiłby się teraz, tu, na oczach wszystkich w szyję Gilbertówny,
lecz coś nie kazało mu tego zrobić. To dziwne. Nigdy nie stawiał sobie żadnych
granic. Czemu takowa pojawiła się teraz?
Próbował odgonić od siebie tę barierę, ale nie
potrafił. Zaczął się denerwować. Rozgniewał się, jakby na nią. Dlaczegóż nie
chciał się nią pożywić? Przecież to jeden kęs, chwila, moment… Nie zabije jej…
A w sumie, dlaczego by jej nie zabić?
Z natłokiem myśli odsunął się od lady. Pomyślał, że
na Elenie pożywi się innym razem. Jak nie dziś to jutro. Jak nie jutro, to
pojutrze… Nadejdzie właściwy moment.
Szukał wzrokiem jakieś ładnej dziewczyny i chyba
właśnie odnalazł. Znał ją z widzenia. Wczoraj zauważył ją, jak odbierała
narkotyki od dilera. Ah, tak. Temu tak trzęsą jej się dłonie. Jest na głodzie,
co Damon może idealnie wykorzystać. Pewnie czeka za tym gościem, lecz… Niestety
się go nie doczeka.
Pewny siebie podszedł do stolika kobiety. Popatrzył
na nią chwileczkę. Wyczuł bijące od niej emocje. Mógł doskonale ją
zmanipulować. Dobra bajeczka, urok i… Będzie jego.
-Ty. Dzisiaj towar dostarczam ci ja. Chodź. Teraz.-
rzekł rozkazująco.
Kobieta nerwowo poderwała się z miejsca. Cała spięła
się spuszczając głowę w dół. Wstydziła się swojego nałogu, lecz to stało się
silniejsze od niej. Damona nic to nie obchodziło. Jej wina, że marnuje sobie
życie. Mógłby ją zabić- z pewnością by ją wybawił.
Ukradkiem weszli do damskiej toalety, którą brunet
zakluczył. Świdrował narkomankę wzrokiem. Oby jej krew była dobra- pomyślał z
niesmakiem.
-To gdzie mój towar? Pospiesz się, nie mam czasu na
jakieś gierki.- warknęła zdenerwowana i wyraźnie zniecierpliwiona.
Usta Salvatore’a wykrzywiły się w niebezpiecznym
uśmieszku. W jego oczach tańcowały małe diabliki, które zwiastowały coś
tragicznego.
Podszedł do niej ujmując jej podbródek. Musnął jej
usta chcąc dodać pikantności temu ‘polowaniu’. Wyrwała mu się wykręcając szybko
głowę w drugą stronę. Zacisnął uścisk tak, że pisnęła z bólu. Stał się naprawdę
niebezpieczny.
-Nie ma żadnego towaru, nie ma euforii, ale wiesz?
Wyświadczę ci przysługę i pozwolę zejść z tego świata.- wyszeptał tonem
wzbudzającym ciarki na całym ciele.
Słyszał, jak szybko zaczęło walić jej serce. Wyczuł
przyspieszony puls, pędzącą krew w żyłach. Nie umiał się już powstrzymać.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją za
ramiona wbijając w nią lodowate spojrzenie.
-Nie krzycz, nie piszcz, nie wołaj. Bądź cicho. A
jeśli przeżyjesz, to zapomnij o tym, co się tu wydarzyło.- zauroczył ją.
Teraz rozciął jej skórę swymi ostrymi kłami, które
wydłużyły się i wpiły w tętnicę. Przybrał twarz bestii- ukazały się sine żyły,
powodujące odrazę i zakrwawione oczy. Delektował się umykającym życiem z ciała
nieznajomej. Było dla niego czymś w rodzaju ambrozji, nektaru. Czymś, co daje
mu wszystko. Krew to odwieczne pragnienie- Damona jak i każdego innego wampira.
Taka jest jego natura.
Gdy skończył się pożywiać odrzucił ciało kobiety w
kąt toalety. Przetarł rękawem strużkę krwi spływającą mu z ust. Twarz na powrót
przybrała normalny wygląd. Znowuż grzeszył swą niepowtarzalną, włoską urodą.
Jego uwagę przykuła leżąca na ziemi narkomanka. W
sumie nie obchodziło go, czy żyje. Stwierdził jednak, że umiera. Do nieba na pewno nie pójdzie- pomyślał
z szyderczością. Ktoś ją na pewno znajdzie, zacznie się panika… Stefano zacznie
prawić morały, jak powinien się odżywiać. Pogrozi mu, pokrzyczy, dojdzie do
bójki… Standard.
Jakoś specjalnie jednak się tym nie przejmował.
Dyskretnie opuścił toaletę. Nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Nonszalanckim
krokiem maszerował w kierunku baru, kiedy wpadł na jakąś dziewczynę. Spiął się,
gdy dostrzegł Elenę. Nie chciał, by zorientowała się, co jakiś czas temu
uczynił. Sam jeszcze nie rozumiał, dlaczego tak zależy mu na przychylności w
jej oczach.
Popatrzyła na niego pytająco. Stwierdził, że jest
już nieźle wstawiona. Na wskutek alkoholu jej policzki oblały rumieńce. Włosy
lekko rozczochrały się i pojedyncze kosmyki sterczały na kilka stron. Wyglądała
tak… Uroczo. Naszła go ochota na przytulenie, pogładzenie, pocałowanie tej
dziewczyny…
Stop. O czym on myśli? Podnieca go śmiertelniczka?
To niedorzeczność. Zaśmiał się z własnej głupoty. Przecież spotkał piękniejsze
kobiety na swojej drodze, wampirzyce… A szczególnie tę jedną…
Gdy wspomnienia pojawiły mu się przed oczami,
pokiwał szybko głową, chcąc je sobie wybić. Nie lubił wracać do tamtych czasów,
kiedy był… Zakochany- pierwszy i (wedle jego złudzeń) ostatni raz w swojej
egzystencji.
-Co tu robisz?- z zamyślenia wyrwał go głos
Gilbertówny.
-Byłem w toalecie, skarbie.- puścił do niej oczko.
Widział, że dość solidnie się upiła i ledwo trzymała
się na nogach.
-Szukałaaaammmm… Cię…- wydukała opierając się o jego
tors.
Jak myślał, zakręciło jej się w głowie.
-Nie martw się, nie zostawię cię w takim stanie.-
wyszeptał dość namiętnym tonem.
Nastolatka podniosła głowę wpatrując się w jego
błękitne oczy. Świat na moment stanął. Wampir poczuł się doprawdy dziwnie. Coś
ukuło go w sercu. Zapragnął jej, jak jeszcze nikogo od czasów Phoebe…
Działał pod wpływem impulsu. Ujął jej podbródek i
wykorzystując stan upojenia musnął wargami jej usta. Dziewczyna na moment dała
się ponieść chwili i nie odsunęła go do siebie. Musiało minąć kilkanaście
sekund, zanim zorientowała się, co właśnie się dzieje. Odepchnęła szybko
mężczyznę wymierzając mu siarczysty cios w policzek. Dotknęła opuszkami palców
swoich ust. Zdezorientowana spojrzała na bruneta, który stał poirytowany kilka
kroków przed nią.
Najchętniej pacnąłby się w głowę. Co on wyprawia?
Jak mógł ją pocałować? Zresztą, całuje wiele dziewczyn i nie miałby nic
przeciwko, gdyby zaszło między nimi coś więcej, ale niepokoiło go uczucie
pożądania i pragnienia Eleny. To niemożliwe, by rozbudzała w nim takie uczucia.
Jest tylko kolejną panną, którą prędzej czy później wykorzysta, a na końcu
zabije. Czuł buzującą w nim . wściekłość. Na nią? Za to, że nie odwzajemniła
pocałunku i odtrąciła go? Czy mógł być o to zły? Nie. Nie realne. Nie wiedział,
na co się złości, ale to zaczynało go przerastać. Uderzył w ścianę i oparł o
nią głowę. Głupi, debilny kretyn-
karcił się w myślach.
-Czemu to… Zrobiłeś?- wysapała po dłuższej chwili
milczenia.
Mówiła o tym tak spokojnie? Spodziewał się krzyków i
wrzasków.
-Bo miałem ochotę.- odwrócił się do niej posyłając
jej złośliwy uśmieszek.
Nie odpowiedziała. Nic nie zrobiła. Przyglądała mu
się przez jakiś czas, po czym zawróciła na pięcie i opuściła Salvatore’a.
Niewiele się namyślając, wybiegł za nią. Szukał jej
wzrokiem. Opuszczała bar. Wyszedł i chwycił ją za ramię obracając ku sobie. Nie
mógł pozwolić, by ta znajomość tak się zakończyła. Być może to jedyna
śmiertelna osoba, z którą znalazł wspólny język. Spiorunował ją spojrzeniem tak,
że cała znieruchomiała. Nawet się nie szarpała. Po prostu stała i czekała na
jego kolejny ruch. A on?
Najchętniej wymazałby jej wspomnienia z tego
incydentu, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś niewidzialna bariera w
jego głowie nie pozwalała mu tego zrobić. Pragnął, aby pamiętała… To głupie,
ale prawdziwe.
-Nie złość się na mnie, skarbie.- wypowiedział
delikatnie, troskliwie i czule wykorzystując moc zauroczenia.
Nastolatka pomrugała kilkakrotnie oczami. Przez
chwilę dostrzegał w nich jakąś pustkę, jakby ubyło z nich emocji. Niedługo
potem pojawił się w nich spokój i na ponów widoczne pijaństwo. Gniew,
poirytowanie, zmieszanie, wstyd, niezrozumienie wyparowało z niej natychmiast.
-Jakbym śmiała. W końcu jesteśmy pijani. Dobrze, że
tylko na tym się skończyło.- zachichotała lekko.
Ulżyło mu, jak jeszcze nigdy. Naprawdę cieszył się,
że jest wampirem. Wampirze zdolności nie raz ratują mu tyłek. Chciał jeszcze
trochę pobawić się brunetką, zanim ją zabije, co właśnie sobie uświadomił.
Zadrwił z siebie- nie ma jak to urozmaicanie polowań.
Miał na dziś dość wrażeń. Stracił ochotę na
zwiedzanie miasteczka. Wolał nie pakować się w jakieś większe kłopoty.
-Doprowadź się do porządku.- ponownie wykorzystał moc
zauroczenia.- Odwiozę cię.- dodał chłodno.
Wsiedli do auta Salvatore’a. Nadal był wściekły. Ciężko mu się
powstrzymywać od wybuchu. Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna trochę się
doprowadziła do porządku. Zacisnął dłonie na kierownicy z myślą, aby ten dzień
wreszcie dobiegł końca.
~Elena~
Dzisiejszy dzień był dla dziewczyny doprawdy dziwny.
Damon odwiózł ją do domu. Nawet się nie pożegnał, tylko posłał jakiś kwaśny
uśmieszek. Odjechał, a ona od razu poszłam wziąć prysznic, który ją orzeźwił.
Czuła się o wiele mniej pijana, niż w Grillu. Rodzice nawet nie zorientowali
się, że przyszła pod wpływem alkoholu. Ale to i dobrze- dla niej bynajmniej.
Położyła się do łóżka gasząc światło. Przykryła się
ciepłą kołdrą, zamknęła oczy i pozwoliła wolno płynąć swoim myślom. Salvatore
ją pocałował, a wbrew pozorom spodobało jej się to. Czuła, jakby w momencie, w
którym musnął jej wargi, przeszło jakieś spięcie. Ładunek dodatni i ujemny, coś
jak zwarcie w jej organizmie. Przyjemne zwarcie. Kiedy jednak wrócił jej
rozsądek musiała się rozgniewać. Nawet za dobrze go nie zna, a on odstawia
takie przedstawienie? To bardzo nietaktowne i niemoralne. Alkohol nie powinien
tego tłumaczyć, ale… Na niego nie można się długo gniewać. Ma coś takiego w
sobie, co nie pozwala mu się oprzeć.
Dziwi ją również jego złość. Przez całą drogę
wydawał się zamyślony, chłodny i nieprzystępny. Nie zamienił z nią ani jednego
słowa. Cóż, może w końcu się od niej odczepi…? Z jednej strony chciałaby się go
pozbyć, ale z drugiej… Lubi, gdy ją tak drażni.
Nie potrafiła kontrolować swoich myśli. Powoli
odpłynęła do krainy Morfeusza. Zasnęła z ciekawością, co przyniesie jutrzejszy
dzień i z obrazem pocałunku Damona.
___________________________________________________________________________________
Heej :) Mam nadzieję, że notka się podobała. Wiem, że myślicie, że to dzieje się za szybko, jednak bądźcie spokojni, jeszcze brakuje rozdziałów do poczytania o nich 'razem'. W tym opowiadaniu nie chodzi o trójkąt S+E+D tylko o coś, co może to uczucie zburzyć. Zresztą, nic nie mówię, przekonacie się z czasem ;* Wiecie, prolog był jakby 'wyrwany z przyszłości', tak więc... Domyślajcie się :D
Co mogę więcej powiedzieć... Niedługo (być może) dodam jakąś miniaturkę (mini, jednorazowe opowiadanie), ale zobaczę, jak wena dopisze :*
Także ta notka prezentem na DZIEŃ DZIECKA :D Kochane życzę wam wesołego dnia :*
Ściskam mocno,
Buziaki,
Polaa ^_^
___________________________________________________________________________________
Heej :) Mam nadzieję, że notka się podobała. Wiem, że myślicie, że to dzieje się za szybko, jednak bądźcie spokojni, jeszcze brakuje rozdziałów do poczytania o nich 'razem'. W tym opowiadaniu nie chodzi o trójkąt S+E+D tylko o coś, co może to uczucie zburzyć. Zresztą, nic nie mówię, przekonacie się z czasem ;* Wiecie, prolog był jakby 'wyrwany z przyszłości', tak więc... Domyślajcie się :D
Co mogę więcej powiedzieć... Niedługo (być może) dodam jakąś miniaturkę (mini, jednorazowe opowiadanie), ale zobaczę, jak wena dopisze :*
Także ta notka prezentem na DZIEŃ DZIECKA :D Kochane życzę wam wesołego dnia :*
Ściskam mocno,
Buziaki,
Polaa ^_^
Subskrybuj:
Posty (Atom)