ROZDZIAŁ II
Czas
nie daje odpowiedzi, on tylko stawia kolejne pytania.
~Elena~
Dzień w szkole był strasznie monotonny. Niezwykle
się dłużył. Może przez to, że dziś już piątek? Planowała dobrze wykorzystać
nadchodzący wieczór. Dobra imprezka z Gwen, albo wypad do jakiegoś klubu dobrze
jej zrobi. Na widok książek zbierało jej się na wymioty. Miała dość nauki,
której przybywało stanowczo za wiele.
Dzisiejszą atrakcją w szkole stał się Stefano
Salvatore, nowy uczeń, którego zdążyła poznać wczoraj, wraz z jego zbzikowanym
bratem. Na wspomnienie o brunecie wywróciła oczami. Wystraszył ją prawie na śmierć
w tym magazynie. Naprawdę dziwny z niego koleś. Stefano wydaje się tym
normalnym.
Właśnie miała z nim ostatnią lekcję, historię.
Nauczyciel bardzo przynudzał, ale podobno niedługo miejsce pana Tarrnera miał
zastąpić nowy profesor. Oby lepszy.
Blondyn siedział w sąsiedniej ławce. Zerknęła w jego
stronę. Zauważyła, że się jej przyglądał. Mimowolnie uśmiechnęła się.
Sympatyczny chłopak. Zagadywał do niej na przerwach, wytłumaczył zadanie z
fizyki. Polubiła go. Może się zaprzyjaźnią? Stwierdziła, że tworzyliby zgrany
duet. Odpowiedzialny, przyjacielski, dobrze mu z oczu patrzy. Takiego
przyjaciela ze świecą szukać. Tym bardziej mogliby przez to zbliżyć się z Gwen…
Przyjaciółka Gilbertówny nie spuszczała dziś wzroku
z Młodszego Salvatore’a. Trochę ze sobą rozmawiali. Brunetka przypuszczała, że
nie długo czas zacząć misję „swatka”. Znała Gwen zbyt wiele lat, by nie zauważyć,
w jaki sposób spogląda na Stefano.
Wtem coś mignęło jej przed oczami. Spojrzała na
blondyna, który niby to słuchał wykładu nauczyciela. Potem przeniosła wzrok na
swoją ławkę, na której leżał liścik. Brew dziewczyny powędrowała ku górze.
Dyskretnie rozwinęła kawałek papieru wczytując się w treść.
„Słyszałem,
że za tydzień jest bal… Pomyślałem, że może moglibyśmy pójść razem? Czekaj,
spróbuję bardziej oficjalnie. Droga Eleno Gilbert, czy zaszczycisz mnie swym
towarzystwem na szkolnym balu? Liczę na pozytywną odpowiedź .”
S.S”
Tym całkowicie zaskoczył Elenę. Nie spodziewała się,
że wyjdzie z taką inicjatywą. Nie mogła z nim iść, a powody były następujące:
1. Zawiodłaby Gwen 2. Obiecała towarzystwo Tylerowi.
Zdezorientowana przygryzła wargę. Fakt, wolałaby
przetańczyć wieczór z Stefano, niż z Tylerem, jednak chciała być lojalna wobec
Otie. Mały diabełek w główce nakłaniał ją do skorzystania z zaproszenia, lecz
postanowiła, że odmówi. Delikatnie i taktownie, żeby go nie urazić.
Wydarłszy kawałek papieru z zeszytu zaczęła na nim
pisać.
Wybacz,
Stefano, lecz obiecałam Tylerowi, że z nim pójdę. Myślę, że powinieneś zaprosić
Gwen. Zapewne z chęcią się zgodzi.
E.G
Ostrożnie podała liścik Salvatore’owi. Kątem oka
obserwowała go. Chłopak widocznie posmutniał. Uśmiechnął się słabo. Rzucił
Gilbertównie odpowiedź.
„Okej,
rozumiem. Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej… Zapewne zaprosiłbym Cię jako
pierwszy.”
Po przeczytaniu słów brunetka tylko pokręciła głową
chichocząc lekko. Nie oddała mu kolejnej karteczki. Wolała przestać brnąć w ten
temat. Poza tym, delikatnie zasugerowała mu swą przyjaciółkę. Twierdziła, że
doskonale by ze sobą wyglądali.
W końcu w szkole rozbrzmiał upragniony dzwonek.
Uczniowie poderwali się z miejsc. Brązowooka pospiesznie opuściła salę. W sumie
to chciała uniknąć rozmowy z Salvatore’em. Musiała trzymać go na dystans, gdyż
czuła, że nastolatek może o niej pomyśleć „poważniej”.
W mig oka znalazła się przed szkołą. Odetchnęła z
ulgą, lecz jak się okazało, za wcześnie.
Zauważyła czarne, sportowe BMW stojące przed szkołą.
Na masce auta siedział nieziemsko przystojny mężczyzna, odziany cały w czerń.
Jego seksapil podkreślały włoskie okulary. Wzrok wszystkich przechodniów, a
szczególnie dziewcząt spoczął na brunecie. Młodzież szemrała coś pod nosem
zachwycając się nowo przybyłym. Może i Elenę by zachwycił, lecz ona znała tego
Żigolaka. To Damon Salvatore, brat Stefano.
Pomyślała, że przyjechał po brata. Nie zwróciła więc
na niego uwagi. Ruszyła w kierunku domu.
Jej kiszki grały marsza. Brzuszek domagał się jedzenia. Przyspieszyła
kroku. Łudziła się, że gdy tylko wparuje do domu talerz z obiadem będzie czekał
na nią na stole.
Wtem usłyszała, że ktoś ją woła. Zaklęła pod nosem.
Odwróciła się w kierunku tej osoby. Brew dziewczyny powędrowała ku górze.
Damon. Tego się nie spodziewała.
-Elena, czekaj!- ponownie zawołał podchodząc do
niej.
Stanął bardzo blisko niej. Ściągnął okulary. Przeszył
ją przyjemny dreszcz, gdy spojrzała w te piękne oczy.
-Słucham?- spytała zdziwiona.
-Może teraz oprowadzisz mnie po miasteczku?-
uśmiechnął się szelmowsko.
Brązowooka wywróciła oczami. A więc nie przyjechał
po Stefano.
-Nie. Jestem g ł o d n a. Marzę tylko o tym, by
znaleźć się już w domu, więc przepraszam, ale po raz kolejny jestem zmuszona ci
odmówić.- posłała mu złośliwy uśmieszek, po czym zgrabnie go wyminęła.
Nie odeszła jednak daleko, gdyż mężczyzna chwycił ją
za rękę i obrócił ku sobie tak, że lekko oparła się o jego klatkę piersiową
dłońmi.
-Podwiozę cię.- rzekł tonem niewyrażającym sprzeciwu.
-Nie musisz, naprawdę, lepiej będzie, jak…- zaczęła.
Uciszył ją przykładając palec do jej ust, czym
totalnie zbił ją z pantałyku. Czy on nie pozwalał sobie na odrobinę za wiele?
-Podwiozę cię.- powtórzył, zupełnie ignorując jej
poprzednią wypowiedź.
Normalnie to zaczęłaby się z nim kłócić, ale
naprawdę konała z głodu. Zjadłaby konia z kopytami. Dzięki niemu szybciej
znajdzie się w domu.
Wywróciła więc tylko oczami i wsiadła do samochodu
Salvatore’a, który wygodnie usadowił się na miejscu kierowcy na ponów
zakładając okulary. Gilbertówna czuła na sobie wzrok uczniów. Zastanawiała się,
do czego jest jej to potrzebne? Zapewne jutro cała szkoła będzie huczeć od
plotek.
A zresztą, jak chcą niech mówią. Uniosła dumnie ku
górze podbródek, po czym odjechali z parkingu z piskiem opon.
Serce dziewczyny zabiło szybciej. Lubiła ten
przypływ adrenaliny, a przede wszystkim kochała sportowe auta. Czuła się
niesamowicie, jakby teraz mogła góry przenosić.
Z uśmiechem na ustach wytłumaczyła Damonowi, gdzie
dokładnie mieszka.
-A gdy zjesz obiad oprowadzisz mnie po Mystic
Falls?- drążył dalej.
Zachichotała.
-To coś w rodzaju zapłaty za podwózkę, tak?-
spojrzała się na niego z diablikami w oczach.
Uśmiechnął się łobuzersko.
-Oczywiście, że nie. Ale jeśli w twoim mniemaniu
„zapłata” miałaby sprawić, że jednak trochę ze mną pospacerujesz, to tak, to
jest zapłata.- Ukazał rząd swych śnieżnobiałych zębów.
Prychnęła.
-Muszę cię rozczarować. Wydaje mi się, że dzisiaj j
e s z c z e nie mam czasu i ochoty. Może innym razem.- odparła z nutką ironii.
Chłopak pokiwał lekko głową. Nigdy nie spotkał
bardziej upartej dziewczyny.
Niedługo potem dojechali pod dom Gilbertówny. Brunet
zaparkował auto. Wysiadłszy z niego otworzył, jak prawdziwy dżentelmen,
drzwiczki Elenie. Dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka.
-A więc dozo…- chciała się pożegnać.
-Ee, nie tak szybko.- wszedł jej w słowo.
Uniosła ku górze jedną brew.
Usta niebieskookiego wykrzywiły się w nonszalanckim
uśmiechu. Wziął przewodniczącą samorządu pod rękę. Odprowadził ją pod drzwi.
Zadzwonił do drzwi, czym totalnie zszokował Elenę. O co mu chodziło? Nie musiał
zgrywać przy niej takiego dobrze wychowanego chłopczyka, bo i tak wiedziała, że
nim nie jest. Czuła, że chodziło mu o coś zupełnie innego.
Drzwi otworzyła Miranda, która zobaczywszy córkę z
chłopakiem oniemiała. Dotychczas żaden z jej sympatii nie był tak nieziemsko
przystojny, jak ten, który właśnie posyłał jej przymilny uśmieszek.
-Witam. Jestem Damon Salvatore, nowy mieszkaniec
Mystic Falls. Podwiozłem pańską córkę do domu.- nie przestawał się uśmiechać.
Kobieta pomrugała kilkakrotnie oczami.
-Miło mi, panie Damonie.- zachichotała lekko.
Brunet ujął dłoń matki Gilbertówny i ucałował ją
delikatnie. Potem zerknął na nią swymi oczętami, przez co totalnie zmiękła.
Lena obserwowała to bardzo uważnie i podejrzliwie. Miała ochotę pacnąć go w
głowę, a przy okazji i siebie, za swoją głupotę. Po co dała mu się podwieźć?
-Proszę wejść. Może zje pan z nami?- brązowooka o
mało co, a zakrztusiłaby się własną ślina.
-Bardzo chętnie.- zgodził się uradowany, przez co
młoda Gilbertówna zbulwersowała się nie na żarty.- Ah i nie pan, po prostu
Damon. Aż taki stary nie jestem.- puścił oczko do Mirandy.
Pewny siebie przekroczył próg z bezradną Eleną pod
ręką. Dziewczyna oczywiście wyrwała mu się. Weszła do kuchni i ucałowała ojca w
policzek. Usiadła zrezygnowana na krześle, a po chwili weszli do kuchni
zaangażowani w rozmowę Salvatore z mamą nastolatki, która na ten widok
przekręciła oczami. Nie lubiła takich gierek.
Grayson zlustrował młodziana spojrzeniem. Nie
przypominał sobie, żeby go kiedyś spotkał.
-Grayson, zobacz, to nasz nowy sąsiad, Damon
Salvatore.- pisnęła zadowolona kobieta.
-Miło mi pana poznać.- rzekł uprzejmie brunet
ściskając dłoń mężczyźnie.
-Mi również.- odchrząknął, lecz po chwili uśmiechnął
się miło.
-Damon zje z nami obiad.- oznajmiła pogodnie.
Elena zmroziła Salvatore’a spojrzeniem, na co on
tylko uśmiechnął się złośliwie. Dlaczego się tak jej uczepił? Co ona mu, do
diaska, zrobiła? Po co ją tu podwiózł? Z jednej strony marzyła, by dał jej
spokój, a z drugiej zapragnęła częściej się z nim widywać, za co skarciła się w
myślach.
Miranda podała obiad, którym była pizza. Wszyscy
zaczęli delektować się jej smakiem. Tylko brunet wydawał się niewzruszony
pokarmem.
-A więc… Skąd pochodzisz?- zagadnęła rodzicielka
Gilbertówny.
-Z Włoch. Przeprowadziłem się tu wraz z bratem.-
odpowiedział spokojnie.
-Rozumiem… A gdzie mieszkacie?- ciekawość ją
zżerała.
-W pensjonacie.- odparł.
Zapanowała cisza. Do kuchni zeszła mała Nina, która
obserwowała nowego gościa z przymrużonymi oczami. Pokiwała główką, jakby coś
chciała sobie z niej wybić, jednakże nadal zachowywała się dziwnie. Podeszła do
Damona patrząc mu w oczy. Wystraszyła się go, niemalże odskoczyła od młodziana,
który wydawał się być zdezorientowany jej postępkiem. Dziewczynka wtuliła się w
Elenę zerkając na bruneta ze strachem, ale i złością.
Siostra pogłaskała malutką po włosach próbując ją
uspokoić, choć nie rozumiała jej zachowania.
-Coś się stało?- spytała zatroskana, ale i
zaciekawiona.
Dziewuszka nie odpowiedziała, pokiwała tylko
przecząco główeczką i mocniej wtuliła się w nastolatkę, która wyraźnie wyczuła,
że mała się boi. Boi Damona. A może raczej wstydzi?
-Chodź choruszko, poczytam ci bajki.- wzięła ją na
ręce wychodząc z pomieszczenia.
Weszła po schodach na górę, a w pokoiku najmłodszej
Gilbertówny położyła ją do łóżka przykrywając kołdrą. Usiadła obok niej
przyglądając się uważnie.
-Powiedz, coś jest nie tak? Wstydzisz się Damona?-
spytała troskliwie.
-Nie…Ja…On…- dukała nie potrafiąc złożyć zdania w
logiczną całość.
Wtem do pokoiku wkroczyła roześmiana Miranda z
Salvatore’em u boku. Momentalnie spoważniała, lecz uśmiech nie zniknął z jej
twarzy. Zlustrowała Elenę spojrzeniem splatając ręce na piersiach.
-Słyszałam, że nie chcesz oprowadzić Damona po
miasteczku.- wzrok wyrażający chęć mordu sparaliżował nastolatkę, która
zarumieniła się lekko.
-Nie miałam czasu.- mruknęła niechętnie.
-To teraz go znajdziesz i pójdziesz z Damonem.-
dziewczyna wybałuszyła oczy.
Zszokowała ją. Do czego posunął się brunet, aby tak
przypodobać się mamie? Nie miała pojęcia. Starczył tylko urok osobisty, kilka
komplementów i jakiś tani żarcik?
-Chciałam poczytać Ninie…- zaczęła się wymigiwać.
-Ja jej poczytam, a ty idź. W tej chwili.- wygnała
ją stanowczo mama.
Brunetka niechętnie podniosła się z miejsca. Nie
obdarzyła Salvatore’a ani jednym spojrzeniem. Po prostu bez słowa wyminęła go.
Słyszała tylko, że schodzi za nią po schodach. Rozzłoszczona wyszła z domu.
Świeże powietrze pobudziło jej umysł do myślenia. Facet zaczynał ją irytować.
Wpraszał się do jej domu, owinął sobie matkę wokół palca, a ona miała być na
każde jego skinienie?
Usłyszała zamknięcie drzwi. Wyszedł.
Podszedł do niej. Czuła jego oddech na swoim
karku. Obróciła się mierząc go groźnym
spojrzeniem. Nie lubiła być do czegoś zmuszana, ani robić tego, co ktoś jej
karze. Miała po dziurki w nosie niebieskookiego sąsiada.
-Co to ma znaczyć? Podpuszczasz moją mamę, żebym
gdzieś z tobą poszła? Jesteś nienormalny?- warknęła nie potrafiąc zachować
spokoju.
-Inaczej byś ze mną nie poszła.- stwierdził
posyłając jej łobuzerski uśmieszek.
Prychnęła. Nienawidziła takiego nachalstwa.
-Masz rację. I nikt nie powiedział, że gdziekolwiek
z tobą pójdę.- wysyczała przez zaciśnięte zęby, obróciła się i zaczęła
pospiesznie iść.
Damon dorównał jej kroku.
-Ty może ze mną nie, ale ja z tobą owszem.- spojrzał
na nią znacząco.
No tak. Gdzie ruszy się ona, tam ruszy się i
chłopak.
Przystanęła wypuszczając powietrze. Może powinna się
zgodzić i mieć to już za sobą?
Przyjrzała mu się uważnie. Zbyt pewny siebie,
arogancki, nonszalancki cwaniaczek, który uważa, że wszystko mu się należy.
Prychnęła wywracając oczami. „Oprowadzi” go po
miasteczku i nigdy więcej się nie spotkają.
-A więc, gdzie chcesz iść?- posłała mu przymilny
uśmieszek.
-Może do jakieś knajpy?- wypalił nagle.
Wiedziała już, gdzie iść. Kontynuowała więc marsz
hardo patrząc przed siebie. Kątem oka dostrzegła, że brunet przygląda jej się z
rozbawieniem, ale i zaintrygowaniem. Nie miała zamiaru tego skomentować, jednak
sama po chwili parsknęła śmiechem. Chwilami zachowywała się irracjonalnie, ale
była naprawdę rozdrażniona.
Elena spojrzała na towarzysza. Towarzyszył mu
uwodzicielski uśmieszek. Każdą dziewczynę lustrował wzrokiem od góry do dołu.
Czuła, że z tej znajomości może nie wyniknąć nic dobrego. Było w nim coś
takiego, co przyciągało ją do niego, ale i odpychało jednocześnie. Jakby
strach… Zbyt wielkie… Niebezpieczeństwo?
Pokiwała głową próbując wybić sobie z niej uporczywe
przeczucie.
Dotarli do Mystic Grill, tutejszego baru. Nadal
podenerwowana Elena zajęła miejsce przy barze. Dosiadł się do niej rozbawiony
Salvatore. Gilbertówna zerknęła na niego kątem oka. Grzeszył urodą i to bardzo,
lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Dla niej nie. Pragnęła jak
najszybciej znaleźć się w domu. To dziwne, lecz czuła, jak chłód i przeraźliwa
pustka otaczają ją z każdej strony. Jakby przekroczyła jakąś barierę.
Barman podszedł do pary. Wyraźnie ucieszył się na
widok dziewczyny.
-Elena, cześć. Co podać?- popatrzył na nią z
rozmarzeniem.
-Hej, Matt. Um… Burbona.- zamówiła puszczając mu
oczko.
-Dla mnie to samo.- odezwał się męski, aksamitny
głos.
Wtem Donovan dostrzegł bruneta. Posłał przyjaciółce
zdziwione spojrzenie, na co ta tylko wywróciła oczami.
-Matt, to jest nowy sąsiad, Damon. Damon, to mój
przyjaciel Matt.- przedstawiła od niechcenia.
-Cześć.- wyjąkał po chwili z lekka skołowany Matt.
Damon parsknął pogardliwym śmiechem.
-Myślałem, że do klientów zwraca się na ‘pan’.-
rzucił oskarżycielsko.- Również Burbona, Mutt.- zamówił źle wymawiając jego
imię.
-Matt.- poprawił go.
-Mutt, Matt… Jeden pies.- machnął ręką wbijając wzrok
w jakąś przechodzącą dziewczynę.
Gilbertówna miała ochotę spłonąć ze wstydu. Szatyn
to jej były chłopak, a Damon zlekceważył go i zadrwił. Jak śmiał? Matt mimo
wszystko ciągle jest jej przyjacielem i nie może słuchać, jak ktoś rzuca na
niego takie obelgi.
Zmroziła go rozgniewanym spojrzeniem. Doprowadzał ją
do szału.
Chwilę później barman przyniósł im zamówione napoje
i szybko oddalił się od pary.
Nastolatka przechyliła szklankę opróżniając jej
zawartość. Usłyszała, jak towarzysz siedzący obok się śmieje. Popatrzyła na
niego z niezrozumieniem. Ten tylko upił łyka napoju.
-Masz tempo, Lenko.- wyszeptał puszczając jej oczko.
Zaśmiała się, nawet serdecznie.
-A co? Myślisz, że dziewczyna nie potrafi?- to
zabrzmiało jak wyzwanie.
Zamyślił się na moment, lecz zaraz potem uśmiechnął
się łobuzersko.
-Tak. Tak właśnie myślę.- odparł.
-Ah tak? Zobaczymy. Matt, chodź tu.- zawołała swego
eks.- Polewaj nam. Do pełna. Zobaczymy, kto tu jest słaby.- uśmiechnęła się
diabolicznie.
Widocznie zaczęła się rozluźniać i czuć coraz
swobodniej w towarzystwie Damona. Nie oznacza to jednak wcale, że przestał
działać jej na nerwy.
Oboje ujęli szklanki w dłonie, po czym na znak głową
Gilbertówny zaczęli opróżniać ich zawartość. Gdy Elena skończyła pić, Damon
odstawił już naczynię na blat.
Brunetce zaczęło z lekka kręcić się w głowie. Chyba
przesadziła z tempem, jednakże nie czuła się źle, wręcz przeciwnie. Mogłaby
powiedzieć wszystko o wszystkim każdemu i zrobić takie cuda, jakich nigdy by na
trzeźwo nie zrobiła. Pomrugała kilkakrotnie oczami uśmiechając się szeroko.
-Niezły jesteś.- przyznała z nutką podziwu.
Usłyszała głuchy śmiech.
-Lata praktyki.- szepnął zadziornie.
-A więc… Pijemy dalej.- zarządziła, a Donovan po raz
kolejny nalał Burbonu.
~*~
Damon
Elena nie zdawała sobie sprawy, że Damon ma bardzo,
bardzo mocną głowę, jakoż, że nie jest kimś normalnym. Dlatego też mężczyzna z
ubawieniem przyglądał się upijającej towarzyszce. Naprawdę go intrygowała.
Bardzo uparta, zawzięta, ale i zwariowana. Lubiła się bawić i czuć tę dawkę adrenaliny.
W jakimś stopniu go kręciła, ale nie chciał się w to za bardzo wkręcać.
Teraz martwiło go to, że zgłodniał. I to bardzo.
Najchętniej wpiłby się teraz, tu, na oczach wszystkich w szyję Gilbertówny,
lecz coś nie kazało mu tego zrobić. To dziwne. Nigdy nie stawiał sobie żadnych
granic. Czemu takowa pojawiła się teraz?
Próbował odgonić od siebie tę barierę, ale nie
potrafił. Zaczął się denerwować. Rozgniewał się, jakby na nią. Dlaczegóż nie
chciał się nią pożywić? Przecież to jeden kęs, chwila, moment… Nie zabije jej…
A w sumie, dlaczego by jej nie zabić?
Z natłokiem myśli odsunął się od lady. Pomyślał, że
na Elenie pożywi się innym razem. Jak nie dziś to jutro. Jak nie jutro, to
pojutrze… Nadejdzie właściwy moment.
Szukał wzrokiem jakieś ładnej dziewczyny i chyba
właśnie odnalazł. Znał ją z widzenia. Wczoraj zauważył ją, jak odbierała
narkotyki od dilera. Ah, tak. Temu tak trzęsą jej się dłonie. Jest na głodzie,
co Damon może idealnie wykorzystać. Pewnie czeka za tym gościem, lecz… Niestety
się go nie doczeka.
Pewny siebie podszedł do stolika kobiety. Popatrzył
na nią chwileczkę. Wyczuł bijące od niej emocje. Mógł doskonale ją
zmanipulować. Dobra bajeczka, urok i… Będzie jego.
-Ty. Dzisiaj towar dostarczam ci ja. Chodź. Teraz.-
rzekł rozkazująco.
Kobieta nerwowo poderwała się z miejsca. Cała spięła
się spuszczając głowę w dół. Wstydziła się swojego nałogu, lecz to stało się
silniejsze od niej. Damona nic to nie obchodziło. Jej wina, że marnuje sobie
życie. Mógłby ją zabić- z pewnością by ją wybawił.
Ukradkiem weszli do damskiej toalety, którą brunet
zakluczył. Świdrował narkomankę wzrokiem. Oby jej krew była dobra- pomyślał z
niesmakiem.
-To gdzie mój towar? Pospiesz się, nie mam czasu na
jakieś gierki.- warknęła zdenerwowana i wyraźnie zniecierpliwiona.
Usta Salvatore’a wykrzywiły się w niebezpiecznym
uśmieszku. W jego oczach tańcowały małe diabliki, które zwiastowały coś
tragicznego.
Podszedł do niej ujmując jej podbródek. Musnął jej
usta chcąc dodać pikantności temu ‘polowaniu’. Wyrwała mu się wykręcając szybko
głowę w drugą stronę. Zacisnął uścisk tak, że pisnęła z bólu. Stał się naprawdę
niebezpieczny.
-Nie ma żadnego towaru, nie ma euforii, ale wiesz?
Wyświadczę ci przysługę i pozwolę zejść z tego świata.- wyszeptał tonem
wzbudzającym ciarki na całym ciele.
Słyszał, jak szybko zaczęło walić jej serce. Wyczuł
przyspieszony puls, pędzącą krew w żyłach. Nie umiał się już powstrzymać.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, chwycił ją za
ramiona wbijając w nią lodowate spojrzenie.
-Nie krzycz, nie piszcz, nie wołaj. Bądź cicho. A
jeśli przeżyjesz, to zapomnij o tym, co się tu wydarzyło.- zauroczył ją.
Teraz rozciął jej skórę swymi ostrymi kłami, które
wydłużyły się i wpiły w tętnicę. Przybrał twarz bestii- ukazały się sine żyły,
powodujące odrazę i zakrwawione oczy. Delektował się umykającym życiem z ciała
nieznajomej. Było dla niego czymś w rodzaju ambrozji, nektaru. Czymś, co daje
mu wszystko. Krew to odwieczne pragnienie- Damona jak i każdego innego wampira.
Taka jest jego natura.
Gdy skończył się pożywiać odrzucił ciało kobiety w
kąt toalety. Przetarł rękawem strużkę krwi spływającą mu z ust. Twarz na powrót
przybrała normalny wygląd. Znowuż grzeszył swą niepowtarzalną, włoską urodą.
Jego uwagę przykuła leżąca na ziemi narkomanka. W
sumie nie obchodziło go, czy żyje. Stwierdził jednak, że umiera. Do nieba na pewno nie pójdzie- pomyślał
z szyderczością. Ktoś ją na pewno znajdzie, zacznie się panika… Stefano zacznie
prawić morały, jak powinien się odżywiać. Pogrozi mu, pokrzyczy, dojdzie do
bójki… Standard.
Jakoś specjalnie jednak się tym nie przejmował.
Dyskretnie opuścił toaletę. Nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Nonszalanckim
krokiem maszerował w kierunku baru, kiedy wpadł na jakąś dziewczynę. Spiął się,
gdy dostrzegł Elenę. Nie chciał, by zorientowała się, co jakiś czas temu
uczynił. Sam jeszcze nie rozumiał, dlaczego tak zależy mu na przychylności w
jej oczach.
Popatrzyła na niego pytająco. Stwierdził, że jest
już nieźle wstawiona. Na wskutek alkoholu jej policzki oblały rumieńce. Włosy
lekko rozczochrały się i pojedyncze kosmyki sterczały na kilka stron. Wyglądała
tak… Uroczo. Naszła go ochota na przytulenie, pogładzenie, pocałowanie tej
dziewczyny…
Stop. O czym on myśli? Podnieca go śmiertelniczka?
To niedorzeczność. Zaśmiał się z własnej głupoty. Przecież spotkał piękniejsze
kobiety na swojej drodze, wampirzyce… A szczególnie tę jedną…
Gdy wspomnienia pojawiły mu się przed oczami,
pokiwał szybko głową, chcąc je sobie wybić. Nie lubił wracać do tamtych czasów,
kiedy był… Zakochany- pierwszy i (wedle jego złudzeń) ostatni raz w swojej
egzystencji.
-Co tu robisz?- z zamyślenia wyrwał go głos
Gilbertówny.
-Byłem w toalecie, skarbie.- puścił do niej oczko.
Widział, że dość solidnie się upiła i ledwo trzymała
się na nogach.
-Szukałaaaammmm… Cię…- wydukała opierając się o jego
tors.
Jak myślał, zakręciło jej się w głowie.
-Nie martw się, nie zostawię cię w takim stanie.-
wyszeptał dość namiętnym tonem.
Nastolatka podniosła głowę wpatrując się w jego
błękitne oczy. Świat na moment stanął. Wampir poczuł się doprawdy dziwnie. Coś
ukuło go w sercu. Zapragnął jej, jak jeszcze nikogo od czasów Phoebe…
Działał pod wpływem impulsu. Ujął jej podbródek i
wykorzystując stan upojenia musnął wargami jej usta. Dziewczyna na moment dała
się ponieść chwili i nie odsunęła go do siebie. Musiało minąć kilkanaście
sekund, zanim zorientowała się, co właśnie się dzieje. Odepchnęła szybko
mężczyznę wymierzając mu siarczysty cios w policzek. Dotknęła opuszkami palców
swoich ust. Zdezorientowana spojrzała na bruneta, który stał poirytowany kilka
kroków przed nią.
Najchętniej pacnąłby się w głowę. Co on wyprawia?
Jak mógł ją pocałować? Zresztą, całuje wiele dziewczyn i nie miałby nic
przeciwko, gdyby zaszło między nimi coś więcej, ale niepokoiło go uczucie
pożądania i pragnienia Eleny. To niemożliwe, by rozbudzała w nim takie uczucia.
Jest tylko kolejną panną, którą prędzej czy później wykorzysta, a na końcu
zabije. Czuł buzującą w nim . wściekłość. Na nią? Za to, że nie odwzajemniła
pocałunku i odtrąciła go? Czy mógł być o to zły? Nie. Nie realne. Nie wiedział,
na co się złości, ale to zaczynało go przerastać. Uderzył w ścianę i oparł o
nią głowę. Głupi, debilny kretyn-
karcił się w myślach.
-Czemu to… Zrobiłeś?- wysapała po dłuższej chwili
milczenia.
Mówiła o tym tak spokojnie? Spodziewał się krzyków i
wrzasków.
-Bo miałem ochotę.- odwrócił się do niej posyłając
jej złośliwy uśmieszek.
Nie odpowiedziała. Nic nie zrobiła. Przyglądała mu
się przez jakiś czas, po czym zawróciła na pięcie i opuściła Salvatore’a.
Niewiele się namyślając, wybiegł za nią. Szukał jej
wzrokiem. Opuszczała bar. Wyszedł i chwycił ją za ramię obracając ku sobie. Nie
mógł pozwolić, by ta znajomość tak się zakończyła. Być może to jedyna
śmiertelna osoba, z którą znalazł wspólny język. Spiorunował ją spojrzeniem tak,
że cała znieruchomiała. Nawet się nie szarpała. Po prostu stała i czekała na
jego kolejny ruch. A on?
Najchętniej wymazałby jej wspomnienia z tego
incydentu, ale coś go przed tym powstrzymywało. Jakaś niewidzialna bariera w
jego głowie nie pozwalała mu tego zrobić. Pragnął, aby pamiętała… To głupie,
ale prawdziwe.
-Nie złość się na mnie, skarbie.- wypowiedział
delikatnie, troskliwie i czule wykorzystując moc zauroczenia.
Nastolatka pomrugała kilkakrotnie oczami. Przez
chwilę dostrzegał w nich jakąś pustkę, jakby ubyło z nich emocji. Niedługo
potem pojawił się w nich spokój i na ponów widoczne pijaństwo. Gniew,
poirytowanie, zmieszanie, wstyd, niezrozumienie wyparowało z niej natychmiast.
-Jakbym śmiała. W końcu jesteśmy pijani. Dobrze, że
tylko na tym się skończyło.- zachichotała lekko.
Ulżyło mu, jak jeszcze nigdy. Naprawdę cieszył się,
że jest wampirem. Wampirze zdolności nie raz ratują mu tyłek. Chciał jeszcze
trochę pobawić się brunetką, zanim ją zabije, co właśnie sobie uświadomił.
Zadrwił z siebie- nie ma jak to urozmaicanie polowań.
Miał na dziś dość wrażeń. Stracił ochotę na
zwiedzanie miasteczka. Wolał nie pakować się w jakieś większe kłopoty.
-Doprowadź się do porządku.- ponownie wykorzystał moc
zauroczenia.- Odwiozę cię.- dodał chłodno.
Wsiedli do auta Salvatore’a. Nadal był wściekły. Ciężko mu się
powstrzymywać od wybuchu. Kątem oka dostrzegł, że dziewczyna trochę się
doprowadziła do porządku. Zacisnął dłonie na kierownicy z myślą, aby ten dzień
wreszcie dobiegł końca.
~Elena~
Dzisiejszy dzień był dla dziewczyny doprawdy dziwny.
Damon odwiózł ją do domu. Nawet się nie pożegnał, tylko posłał jakiś kwaśny
uśmieszek. Odjechał, a ona od razu poszłam wziąć prysznic, który ją orzeźwił.
Czuła się o wiele mniej pijana, niż w Grillu. Rodzice nawet nie zorientowali
się, że przyszła pod wpływem alkoholu. Ale to i dobrze- dla niej bynajmniej.
Położyła się do łóżka gasząc światło. Przykryła się
ciepłą kołdrą, zamknęła oczy i pozwoliła wolno płynąć swoim myślom. Salvatore
ją pocałował, a wbrew pozorom spodobało jej się to. Czuła, jakby w momencie, w
którym musnął jej wargi, przeszło jakieś spięcie. Ładunek dodatni i ujemny, coś
jak zwarcie w jej organizmie. Przyjemne zwarcie. Kiedy jednak wrócił jej
rozsądek musiała się rozgniewać. Nawet za dobrze go nie zna, a on odstawia
takie przedstawienie? To bardzo nietaktowne i niemoralne. Alkohol nie powinien
tego tłumaczyć, ale… Na niego nie można się długo gniewać. Ma coś takiego w
sobie, co nie pozwala mu się oprzeć.
Dziwi ją również jego złość. Przez całą drogę
wydawał się zamyślony, chłodny i nieprzystępny. Nie zamienił z nią ani jednego
słowa. Cóż, może w końcu się od niej odczepi…? Z jednej strony chciałaby się go
pozbyć, ale z drugiej… Lubi, gdy ją tak drażni.
Nie potrafiła kontrolować swoich myśli. Powoli
odpłynęła do krainy Morfeusza. Zasnęła z ciekawością, co przyniesie jutrzejszy
dzień i z obrazem pocałunku Damona.
___________________________________________________________________________________
Heej :) Mam nadzieję, że notka się podobała. Wiem, że myślicie, że to dzieje się za szybko, jednak bądźcie spokojni, jeszcze brakuje rozdziałów do poczytania o nich 'razem'. W tym opowiadaniu nie chodzi o trójkąt S+E+D tylko o coś, co może to uczucie zburzyć. Zresztą, nic nie mówię, przekonacie się z czasem ;* Wiecie, prolog był jakby 'wyrwany z przyszłości', tak więc... Domyślajcie się :D
Co mogę więcej powiedzieć... Niedługo (być może) dodam jakąś miniaturkę (mini, jednorazowe opowiadanie), ale zobaczę, jak wena dopisze :*
Także ta notka prezentem na DZIEŃ DZIECKA :D Kochane życzę wam wesołego dnia :*
Ściskam mocno,
Buziaki,
Polaa ^_^
___________________________________________________________________________________
Heej :) Mam nadzieję, że notka się podobała. Wiem, że myślicie, że to dzieje się za szybko, jednak bądźcie spokojni, jeszcze brakuje rozdziałów do poczytania o nich 'razem'. W tym opowiadaniu nie chodzi o trójkąt S+E+D tylko o coś, co może to uczucie zburzyć. Zresztą, nic nie mówię, przekonacie się z czasem ;* Wiecie, prolog był jakby 'wyrwany z przyszłości', tak więc... Domyślajcie się :D
Co mogę więcej powiedzieć... Niedługo (być może) dodam jakąś miniaturkę (mini, jednorazowe opowiadanie), ale zobaczę, jak wena dopisze :*
Także ta notka prezentem na DZIEŃ DZIECKA :D Kochane życzę wam wesołego dnia :*
Ściskam mocno,
Buziaki,
Polaa ^_^